Jak dopasować się do pracy i pracę do siebie, gdy świat pędzi?
Dopasowywanie świata do siebie i siebie do świata to jedno z głównych zadań współczesnego człowieka. Nawet jeżeli zadanie nieuświadomione. A już na pewno coraz trudniejsze, biorąc pod uwagę rozpędzony postęp technologiczny i atmosferę ciągłej zmiany. Jakie zatem decyzje zawodowe są „przyszłościowe”? Jak uchronić się przed „szokiem przyszłości”, skoro przyszłość właściwie dzieje się na naszych oczach?
Jak dopasować się do pracy, gdy świat pędzi
Chcemy pasować – do towarzystwa, do pracy, do partnera czy partnerki. Poczucie, że jesteśmy na właściwym miejscu, zapewnia komfort i wewnętrzny spokój. Dopasowanie motywuje do działania, dodaje skrzydeł, jest jak podmuch wiatru w żagle. Tym bardziej, gdy mówimy o nim w kontekście zawodowym. Praca zajmuje średnio osiem godzin dziennie i jest bezsprzecznie jednym z fundamentalnych filarów życia. Trudno się dziwić, że dopasowanie tego segmentu do swoich potrzeb staje się coraz ważniejsze. Bo właśnie – to istotna zmiana. Jeszcze kilkanaście lat temu to przede wszystkim pracownicy musieli się dostosowywać. Bardzo często do szkodliwych dla nich zadań i kiepsko płatnych stanowisk.
Współcześnie dopasowanie rozpatrywane jest raczej dwukierunkowo, co oznacza, że pracę musi wykonać tyle pracownik, co pracodawca.
Oczywiście tylko w teorii jest to proces prosty i oczywisty. Sprawy nie ułatwia pulsujące, zmienne i nieustannie ulegające przekształceniom środowisko zewnętrzne. Rynek pracy na pewno nie jest stabilnym i przewidywalnym ekosystemem. Drga w rytmie trendów, tendencji, oczekiwań i potrzeb kolejnych pokoleń. W takich okolicznościach trudno myśleć o dopasowaniu jako czymś stałym. A nie zapominajmy, że zmianie ulega nie tylko wszystko wokół, ale również my sami. Dlatego tak ważne jest regularne weryfikowanie, czego oczekujemy, jak się czujemy. I czy być może nasz plan zawodowy nie wymaga poprawek.
Nie jest to istotne jedynie z perspektywy zawodowej. Oczywiście, większość z nas chce osiągać dobre wyniki, „dowozić” projekty, przyjmować na swoje barki kolejne wyzwania i słyszeć pochwały. Bez wątpienia dobre dopasowanie do pracy wzmacnia produktywność i efektywność, jest jednak coś ważniejszego od tego kapitalistycznego wskaźnika. Zdrowie psychiczne, które staje się, szczególnie dla najmłodszych pracowników, priorytetem. Tę przewijającą się w różnych raportach i analizach tendencję potwierdza tegoroczne badanie portali z ofertami pracy rocketjobs.pl i justjoin.it. W odpowiedziach uczestników wszystkich pokoleń (X, Y, Z) w różnoraki sposób ujawniała się czujność i wrażliwość na takie aspekty jak: możliwość zachowania balansu pomiędzy pracą i domem, poziom stresu, czas dla rodziny, poczucie satysfakcji i zadowolenia z pracy.
Robienie tego, co lubimy, w sprzyjającej atmosferze i w zespole, z którym się rozumiemy, pozytywnie wpływa na naszą kondycję psychiczną, chroni przed żalem zawodowym, frustracją czy wypaleniem.
Im lepsze dopasowanie, tym zmniejsza się ryzyko wystąpienia negatywnych konsekwencji. Nie dziwi zatem masowe dążenie do znalezienia dla siebie miejsca idealnego. Czy to jednak możliwe? O ile nikt raczej nie wątpi, że podjęcie pracy w fajnej firmie, w której odpowiada nam X aspektów, jest jak najbardziej do osiągnięcia, o tyle oczekiwanie całkowitego dopasowania w każdej sferze zdaje się już myśleniem utopijnym.
Dopasowanie to bowiem proces obejmujący kompromisy, modyfikacje i weryfikację tego, co jest dla nas faktycznie istotne, a z czego bylibyśmy w stanie zrezygnować. Co więcej – konieczna jest świadomość elastyczności i dynamicznej zmiany, która zachodzi na świecie. Nie możemy stać w miejscu, gdy wszystko wokół pędzi. Zdaje się to szczególnie istotne w branży IT, w której sytuacja zawodowa pracowników jest ściśle połączona z globalnym segmentem technologicznym. A ten raczej nie zamierza się zatrzymywać. W tym kontekście zaczynają pojawiać się dodatkowe pytania. Czy to my powinniśmy dopasowywać się do nowych technologii, czy nowe technologie do siebie? Czy jest to coś, na co jeszcze mamy wpływ?
Branża IT jest dobrej myśli
Na powyższe pytania trudno udzielić odpowiedzi, a już na pewno nie będą one jednoznaczne. Dodatkowo łatwo wyczuć w nich napięcia, które mogą niepokoić. Tym bardziej w kontekście doniesień o sztucznej inteligencji, która chciałaby zabrać ludziom pracę. Zdaje się jednak, że branży, która jest najbliżej tej technologii, nie udzieliły się katastrofalne nastroje. Pracownicy IT na tle ogólnej grupy pracowników biurowych (white collars) wypadają całkiem nieźle, chociażby pod względem poziomu zadowolenia z pracy i zarobków. Pozytywniej myślą również o przyszłości.
Z raportu na temat dopasowania, który powstał na zlecenie rocketjobs.pl i justjoin.it, dowiadujemy się, że zaledwie 5 proc. zdecydowanie chce zmienić obecną pracę, a 26 proc. bierze to pod uwagę. 45 proc. nie chce zmienić pracy.
Ponad połowa (60 proc.) nie planuje również zmieniać branży/zawodu. Pracownicy IT raczej dobrze myślą o swoich karierach. 35 proc. oceniło, że osiągnęło mniej więcej tyle, ile sobie wyobrażało, a 33 proc. osiągnęło więcej, niż sobie wyobrażało. Jeszcze więcej (72 proc.) odpowiedziało, że pozytywnie myśli o swojej przyszłości zawodowej. U 23 proc. respondentów te oczekiwania są raczej neutralne.
Wielu pracowników z branży IT podchodzi do przyszłości pragmatycznie, a wspomniane zadowolenie i pozytywne odczucia dotyczące kolejnych lat, związane są z określonymi czynnikami. 58 proc. ankietowanych wskazało, że ma konkretne plany zawodowe i wierzy w ich realizację. Ponad połowa (53 proc.) w bliskiej perspektywie ma wzrost wynagrodzenia, a 46 proc. wie, co będzie robić zawodowo za trzy lata.
Nie jest jednak tajemnicą, że współczesny rynek pracy to ruchoma platforma, która ewoluuje, a wartościami nadrzędnymi stają się elastyczność, umiejętność sprawnej adaptacji, otwartość i gotowość na to, co „inne”. Młodsi pracownicy z pokolenia Z, co potwierdza badanie rocketjobs.pl i justjoin.it, są generacją, która już zaakceptowała, że oczekiwanie stabilności mija się z celem i lepiej nastawić się na ciągłą naukę i rozwój kompetencji. Reakcja na zmianę jest jednak zauważalna w każdej branży i we wszystkich pokoleniach. 70 proc. ogółu respondentów (75 proc. wśród IT) przyznało, że robi coś, by polepszyć swoją pozycję na rynku. Samodzielnie poszerzają wiedzę (49 proc.), uczą się języków obcych (46 proc.), korzystają z darmowych kursów, na których uczą się nowych narzędzi, programów i umiejętności (42 proc.), zdobywają dodatkowe certyfikaty zawodowe (33 proc.). Wygląda na to, że pracownicy, nawet jeżeli korzystają z narzędzi AI, żeby ułatwiać sobie zadania, nadal inwestują w siebie. To doskonałe wieści!
Co z tą przyszłością?
„Szok przyszłości” to termin pochodzący z książki o tym samym tytule. Jej autorem jest Alvin Toffler. Amerykański futurolog i pisarz znany głównie z prac o rewolucji cyfrowej i komunikacyjnej tytułowy szok opisuje jako „szarpiący nerwy stres i dezorientację, które wzniecamy w ludziach, poddając ich zbyt wielkim zmianom w zbyt krótkim czasie”. Toffler wskazuje, że konieczne jest zastanowienie się nad strategiami przetrwania dla jednostek, ale też mikrośrodowisk i całego społeczeństwa.
Książka Tofflera premierę miała w 1970 roku, więc absurdem może wydać się przywoływanie jej w kontekście współczesności, jednak zaskakująco dużo wizji i przewidywań autora spełnia się w świecie, w którym funkcjonujemy.
Żyjemy w pędzie, właściwie wszystko jest na chwilę, tymczasowe, przemijające w mgnieniu oka. Kupujemy szybkie jedzenie, mamy szybką modę i chwilowe relacje, rzeczy wymieniamy w zastraszającym tempie tylko dlatego, że musimy konsumować kolejne.
Na takie szybkie pochłanianie nowości musimy szybko zarobić w naszych pracach. Biologicznie nie jesteśmy przystosowani do obecnej rzeczywistości. Trudno, by w takich warunkach człowiek nie przeżywał szoku. „Społeczeństwo upadłe pod względem moralnym, estetycznym, politycznym lub środowiskowym wcale nie jest postępowe, choćby było najbogatsze lub najbardziej zaawansowane pod względem technologicznym” – pisał Toffler w książce „Trzecia fala”, podkreślając, że nie możemy postępu mierzyć jedynie miarą technologii i materialnych standardów.
Nie oznacza to jednocześnie, że futurolog był zagorzałym przeciwnikiem rozwoju technologicznego. Sugerował raczej, że przygotowanie się na zmiany, pomaga złagodzić napięcia, lęki, poczucie zagubienia. Tytułowy szok. Jak jednak zacząć? Co robić, skoro scenariusze przyszłości mogą być bardzo różne i trudno przewidzieć, co się wydarzy? Jedną ze strategii jest nabywanie i trenowanie tak zwanych kompetencji przyszłości. Bardzo często mówi się o nich jako o narzędziach, które koniecznie pielęgnować powinni najmłodsi pracownicy (i kandydaci, którzy dopiero za kilka lat wejdą na rynek pracy). Prawda jest jednak taka, że każdy z nas już dziś powinien zweryfikować, czy jest gotowy na dynamiczny rozwój technologii, ale i zmiany społeczne i strukturalne w organizacjach.
Dobra wiadomość jest taka, że wśród umiejętności, które przydadzą się w przyszłości, jest wiele dobrze nam znanych.
Na liście znajdują się między innymi: zdolność krytycznego myślenia, efektywne komunikowanie się, szybka adaptacja do zmiennych warunków, kreatywność, podejmowanie decyzji, analityczne myślenie, kompleksowe rozwiązywanie problemów, empatia, aktywne uczenie się, zdolność przetwarzania złożonych informacji i selekcjonowania ich, innowacyjne i kreatywne myślenie, umiejętność pracy w grupie, ale też futures literacy (która określana jest przez UNESCO jako kompetencja niezbędna w XXI wieku; pojęcie to określa sposób traktowania przyszłości jako narzędzia do wprowadzania zmian i reagowania na teraźniejszość).
Nie jest oczywiście tak, że nagle musimy być doskonali we wszystkim, odznaczać z listy, co umiemy, a co nie i bezrefleksyjnie zapisywać się na osiem kolejnych szkoleń, bo „mogą się przydać”. Warto zastanowić się, jakie umiejętności mogłyby przynieść nam korzyść zawodową, ale również dać radość i spełnienie. Przydatne w tym procesie jest mapowanie swoich oczekiwań wobec pracy i zaplanowanie ścieżki kariery. Dokładne określenie, czego chcemy, w którym kierunku zmierzamy i jakie potrzeby musimy zaopiekować, pomaga w mądrym poszerzaniu kompetencji. I przy okazji jest oszczędnością czasu – zamiast realizować przypadkowe zadania, jesteśmy w stanie wyselekcjonować z oferty szkoleń i kursów to, co w danym momencie uznajemy za istotne. Rzetelne, dogłębne i regularne mapowanie jest narzędziem, które pozwala również zareagować na zmiany w stosownym momencie.
Jeżeli na przykład podczas analizy planów i umiejętności, ocenimy, że mamy problem z przywództwem w zespole, a przed nami roztacza się wizja awansu i dołączenia do nowego projektu jako lider, to możemy od razu podjąć działania, by lepiej przygotować się do zadania. Taki system działania daje nie tylko większe poczucie stabilności, ale również zmniejsza poziom stresu i pozytywnie wpływa na kondycję psychiczną. O, właśnie. Dbałość o swoją kondycję psychiczną jawi się jako najważniejsza kompetencja przyszłości, która korzyść przyniesie nie tylko jednostce, ale całemu społeczeństwu. Może zatem od niej warto zacząć?