Lenistwo czy asertywność – czym tak naprawdę jest quiet quitting?
Od pewnego czasu w najpopularniejszych social mediach na całym świecie króluje jeden temat, jakim jest quiet quitting. W sieci aż wrze od ścierania się poglądów różnych środowisk – najbardziej spolaryzowane wypowiedzi pojawiają się podczas wymiany zdań pomiędzy pracownikami a pracodawcami. Czym tak właściwie jest quiet quittng i dlaczego stało się tak popularnym tematem?
Spis treści
Co oznacza termin quiet quitting?
Quiet quitting, czyli dosłownie cicha rezygnacja, to zjawisko polegające na ograniczeniu swojego zaangażowania w pracę, podczas której wykonuje się jedynie minimalną ilość obowiązków. Minimalną, czyli taką, która pozwoli nie narazić się na szybkie zwolnienie i jednocześnie nie będzie wymagać od pracownika zbyt dużego nakładu pracy.
Wbrew pozorom quiet quitting nie jest sposobem na unikanie swoich obowiązków. Pracownicy najczęściej rezygnują z brania na siebie dużych i skomplikowanych projektów, które wymagają od nich znacznie większego wysiłku oraz zostawania w pracy po godzinach. Sedno sprawy nie leży jednak tylko w “lenistwie” czy braku ambicji pracowników – istotne jest wynagrodzenie pracownika oraz to, czy jest to suma adekwatna do faktycznej ilości jego obowiązków i zaangażowania.
Według niektórych źródeł quiet quitting jest pierwszym podrygiem sporej transformacji, jaką ma być odejście od kultu pracy, który był jedną z podstawowych wartości dla poprzednich pokoleń. Zmiany te zaczęły być widoczne, gdy na rynek pracy wkroczyło pokolenie Z. Na początku postrzegane było jedynie przez pryzmat rzekomego dobrobytu, w jakim się wychowywali. Teraz głos Gen Z stał się na tyle głośny i słyszalny, że trafił nawet do środowisk, w których kult pracy jest standardem. Pierwszym dowodem na wpływ pokolenia Z na rynek pracy były szeroko zakrojone testy czterodniowego tygodnia pracy, prowadzone w różnych państwach.
Quiet quitting dzieli pracodawców i pracowników
Kult pracy jest coraz widoczniej zastępowany szukaniem work-life balance. Najnowsze pokolenie na rynku pracy bardzo mocno stawia granice na linii pracownik-pracodawca, co zmieniło się w przyczynę zgrzytów pośród przedstawicieli różnych pokoleń. Jednym z takich zgrzytów jest bardzo interesujący post właściciela znanej wypożyczalni samochodów na minuty, Macieja Panka. W publikacji na LinkedIn przedsiębiorca opisał zjawisko quiet quittingu, szukając wsparcia u innych pracodawców, którzy być może zmagają się z podobnym problemem.
Sam post poniósł się szerokim echem, wywołując sporo dyskusji na temat zaangażowania pracowników w sukces firmy. Według wielu pracodawców wypowiadających się w kontekście tej publikacji pracownicy powinni interesować się czymś więcej, niż tylko swoim zakresem obowiązków. Dość kontrowersyjnym stwierdzeniem jednego z komentujących była również informacja, że pracownik nie powinien kierować się tylko i wyłącznie kwestią zarobkową.
Cała ta sytuacja idealnie pokazała istotę problemu – pracodawcy są przyzwyczajeni do konkretnych modeli pracy, przez co szukają wyjaśnienia dla następujących w ich firmach zmian, a pracownicy zaczynają dostrzegać wartość work-life balance i przenoszą swoje życie zawodowe na dalszą pozycję na swojej liście priorytetów. Spory i niezrozumienie wydają się być nieuniknione na tym etapie.
Quiet quitting to poważny problem czy szukanie work-life balance?
W oczach pracodawców trend ten wydaje się być niepokojący, jednak warto zastanowić się, czy słusznie. Quiet quitting stał się swoistą przepustką do rozmowy pomiędzy dwoma stronami. Sporym problemem jest jednak cienka linia pomiędzy lenistwem a asertywnością oraz zakorzenione wartości, które trudno jest wyplenić jedynie pod wpływem nowego, młodszego pokolenia. Przykładem jest wypowiedź Grażyny Kulczyk, która stwierdziła, że młodzi ludzie nie chcą brać nadgodzin i, co gorsza, wychodzą do domu w momencie, gdy wybija ósma godzina ich dniówki.
Ta sytuacja otworzyła pole do rozmowy o tzw. kulturze zap*erdolu oraz rozwijania kariery kosztem życia prywatnego. Miliarderkę szybko skrytykowały osoby, dla których praca nie jest priorytetem w życiu. Wypowiedź wywołała również dyskusję na temat zdrowia psychicznego, ponieważ Kulczyk stwierdziła, że praca jest lekiem na stany depresyjne, a faktyczna depresja wynika, dosłownie, z lenistwa i “otrzymywania od rodziców wszystkiego na tacy”. W branży IT już od dawna mówi się o zagrożeniach płynących z wypalenia zawodowego i jego niebezpiecznych konsekwencji.
Przedstawiciele młodego pokolenia chcą pracować mniej, móc dbać o swoje zdrowie, zarówno fizyczne jak i psychiczne. Szukanie work-life balance stało się szczególnie popularne, gdy na skutek pandemii praca zdalna stała się standardem, a nie tylko wyszukanym benefitem. Quiet quitting jest popularne nie tylko ze względu na zmianę priorytetów. Przepracowanie, nieadekwatne wynagrodzenie, słabe benefity, brak elastyczności i możliwości rozwoju osobistego – to wszystko sprawia, że pracownicy nie czują potrzeby angażowania się w rozwój firmy.
Quiet firing – czym jest to zjawisko?
Wraz z quiet quitting pojawił się kolejny popularny termin, który stanowi swego rodzaju odbicie piłeczki. Tym zjawiskiem jest quiet firing. Jednak o ile quiet quitting oznacza rezygnację z ambitnego angażowania się w swoje obowiązki, o tyle quiet firing jest już terminem nastawionym na pośrednie skłonienie pracownika do rezygnacji ze stanowiska.
Quiet firing to taktyka stosowana przez pracodawcę, lidera lub managera, podczas której stosuje się przeróżne metody zniechęcenia pracownika do kontynuowania swojej kariery w firmie. Objawia się ona poprzez celowe pogorszenie relacji z podwładnym, wytykanie mu nawet drobnych błędów oraz odsuwanie od poważniejszych projektów. Wszystko to odbywa się na rzecz obłożenia nadzwyczajną ilością mniej znaczących, ale pracochłonnych obowiązków. Pracownik znajdujący się na celowniku przełożonego może również odczuć stosowanie tej metody poprzez brak pochwał, ograniczenie inwestowania w jego rozwój i pomijanie go w obiegu informacji.
Główną różnicą pomiędzy quiet quitting a quiet firing jest więc sama intencja. Quiet firing może być motywowane różnymi problemami czy niezaspokojonymi potrzebami. W przypadku drugiego zjawiska nie da się jednak znaleźć sensownego wyjaśnienia dla jego stosowania. W zdrowym środowisku pracy taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, dlatego warto zwracać uwagę na własne otoczenie. Nigdy nie wiadomo, kiedy można znaleźć się na celowniku niedojrzałego przełożonego.
Zdjęcie główne pochodzi z unsplash.com