„Zredukowałem cały swój majątek do wielkości bagażu podręcznego i ruszyłem w świat” – wywiad z Artem Balsamem
Art Balsam to niesamowicie inspirujący człowiek. W 2019 roku Art postanowił spakować cały swój życiowy dorobek do bagażu podręcznego i… ruszył w drogę – zwiedzając ponad 21 krajów jednocześnie wykonując swoje obowiązki. Czego nauczyły go podróże? Czym jest koncept „distributed-living”? Czy warto spróbować minimalizmu i przede wszystkim – czy bycie Cyfrowym Nomadą daje poczucie spełnienia? Odpowiedzi na te pytania i nie tylko znajdziecie w naszej rozmowie. Zapraszam do lektury.
Spis treści
Cześć! W której części świata się obecnie znajdujesz i nad czym obecnie pracujesz?
Cześć! Aktualnie jestem w mojej bazie w Sztokholmie, ale zwykle nie spędzam dłużej niż jeden, dwa tygodnie w jednym miejscu. Za dwa dni będę z kolei kontynuował odkrywanie Bałkanów.
W ciągu dnia spuszczam ze smyczy wewnętrznego Monka i utrzymuję porządek w Active Directory oraz na serwerach plików i poczty w niemieckiej grupie firm handlowych. Po godzinach inspiruję i motywuję followersów na Instagramie do słuchania swojego wewnętrznego głosu i spełniania marzeń.
Kiedy rozmawialiśmy przed wywiadem przyznałeś, że kilka lat temu zdecydowałeś się rzucić wszystko i postanowiłeś zmienić swoje życie. Jaka była pierwsza myśl, która zakiełkowała w Twojej głowie i doprowadziła do takiej sytuacji?
Aktualny rozdział mojego życia zapoczątkowało pytanie: jak dobrze mogę się nauczyć hiszpańskiego w ciągu pół roku, do nadchodzących wakacji. Chciałem zobaczyć, w jakim stopniu mogę nauczyć się języka jako osoba dorosła, pracująca, uprawiająca sport i mająca obowiązki. Do tego nie przebywając za granicą. Tak się w to wszystko zaangażowałem, że ciągu tego pół roku udało mi się osiągnąć poziom B2. To osiągnięcie tak bardzo mnie zmotywowało, że chciałem więcej. Sporządziłem więc listę 15 języków, które chciałbym kiedyś znać.
Od tego momentu szybkość i intensywność zmian w moim życiu gwałtownie wzrosła. Mniej więcej w tym czasie przyszedł mi do głowy pomysł, aby przeprowadzić się do Hiszpanii, tam poprawić swoje umiejętności językowe, zacząć uczyć się kolejnego języka. Potem przenieść się do kolejnego kraju, i tak dalej… Dwa lata później zredukowałem cały swój życiowy majątek do rozmiarów bagażu podręcznego i wyruszyłem w świat.
Nie bałeś się aż tak radykalnej zmiany? Wiele osób nie ma odwagi zostawić rzeczy budowanych przez siebie przez lata i odwrócić całej, codziennej rzeczywistości o 180-stopni. Co pomogło Ci przetrwać pierwsze momenty “aklimatyzacji” w swoim nowym świecie?
Ta zmiana brzmi radykalnie tylko wtedy, gdy próbuję ją skrócić w kilku zdaniach. Faktycznie był to długi, stopniowy proces, wypełniony dużą dawką rozwoju personalnego. Wiele osób nie wie, czego naprawdę chce od życia. Od najmłodszych lat jesteśmy programowani na absurdalne poszukiwanie szczęścia. Mówią „Zdobądź tę pracę!”, „Ożeń się!”, „Będziesz szczęśliwy!”. Uczą nas, że znalezienie szczęścia poza sobą, to idealna wizja życia. Ale jeśli jesteśmy szczęśliwi z powodu czegoś, mamy problem, bo to coś może zostać nam odebrane. I ja musiałem nauczyć się tego w bolesny sposób.
Opisanie tej historii wykraczałoby poza ramy tego tekstu, ale nauczyła mnie, że odpuszczanie oznacza akceptację wolności. Jeśli niczego się nie trzymamy, nic nie może nas zatrzymać. Świadomość, że w ciągu godziny mogę spakować wszystko co mam i pojechać gdziekolwiek zechcę, jest dla mnie jednym z przejawów wolności. I jest to, obok prawdziwej miłości, jedno z najwspanialszych uczuć, jakich doświadczyłem w życiu.
Jak można zapakować całe swoje życie w bagaż podręczny? Jak zacząć? Na czym warto się skupić, a co od razu wyrzucić do kosza? Gdybyś mógł zrobić to jeszcze raz, to… jakby to wszystko wyglądało? Co musiałeś poświęcić?
Właśnie najwspanialsze jest to, że nic! Minimalizm nie polega na odmawianiu sobie przyjemności lub wyrzekaniu się czegokolwiek, lecz na pozbyciu się balastu. Chodzi o to, aby zachować tylko te przedmioty, które sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi, lub ułatwiają nam życie. Jestem świadomy tego, że na początku ta myśl brzmi absurdalnie, niekiedy wręcz przytłaczająco. Sam potrzebowałem kilku podejść i dużo czasu, bo w punkcie wyjścia byłem typowym zbieraczem. Ale paradoksalnie im mniej rzeczy nam pozostaje, tym łatwiejsze to wszystko się staje. Bo łatwiej nam ogarnąć to, co pozostało. A przede wszystkim… łatwiej odkryć, co tak naprawdę jest dla nas ważne.
O samym minimalizmie moglibyśmy rozmawiać godzinami, ale jednym z przełomowych dla mnie momentów było sporządzenie listy posiadanych przedmiotów. Zdanie sobie sprawy, że posiadam coś takiego jak ‘koszulki tylko do spania’ czy ‘do chodzenia po domu’, pomogło mi w szybkim pozbyciu się wielu „absurdalnych” przedmiotów. Innym takim momentem było uświadomienie sobie, kiedy po raz ostatni użyłem pozostałych rzeczy z listy. Jeśli nie potrzebowałem czegoś przez rok, małe jest prawdopodobieństwo, że będę tego w ogóle potrzebowałem. Nie mówię tu oczywiście o garniturze, który faktycznie zakładamy raz w roku na czyjś ślub. Kolejnym krokiem było spojrzenie na ostatnie 6 miesięcy, a ostatecznie 3 miesiące mojego życia.
Jednym z najczęstszych pytań, jakie dostaję, jest to, czy brakuje mi którejś z tych rzeczy. Faktem jest, że nie potrzebuję do życia wiele więcej niż kilka koszulek, spodni, torbę z kosmetykami, laptop i telefon. Aktualnie posiadam mniej niż 100 rzeczy i nie zdarzyło mi się, żeby którejś z nich mi zabrakło. Wręcz przeciwnie, wciąż odkrywam, że niektóre dobra materialne nie są mi potrzebne. Każdy przedmiot, który nie mieści się do moich dwóch toreb, jest de facto przeszkodą stojącą mi w drodze do „niezależności geograficznej”.
Ile krajów udało Ci się do tej pory odwiedzić i który z nich wspominasz najbardziej? Co najbardziej zaskoczyło Cię podczas Twoich podróży i pracy?
Pomimo, że dużo się przemieszczam, moja życiowa suma całkowita nie jest jeszcze imponująca, bo lubię powracać w ulubione miejsca. W roku, w którym zdałem sobie sprawę z mojej mobilności, udało mi się odwiedzić prawie 20 różnych krajów, w tym roku mam na koncie dotychczas niecałe 15.
Trudno jest mi wybrać jeden wyjątkowy kraj, bo w każdym znajdę coś dla siebie. Lubię koncept ‘distributed living’ – jeśli chcę iść na ulubione sushi z kolegami z teamu, to w Hamburgu. Jeśli na ulubione pieczywo, to w Sztokholmie. Jeśli trening w grupie, to pod „naszym” mostem w Madrycie. Jeśli na randkę z ulubioną osobą, to w Lizbonie. Jeśli na lody, to do Kopenhagi… i tak mógłbym wyliczać jeszcze długo!
Poruszając się tak dużo najbardziej mnie zaskakuje – ale i jednocześnie fascynuje – różnorodność kultur. Nie chodzi mi tylko o kwestie typu współistnienia 4 różnych religii w większości krajów bałkańskich, ale o faktycznie przeżywaną kulturę. Jak na przykład zbiórka śmieci w Madrycie o 3 w nocy z głośnością taką, która wystarczyłaby niemieckim władzom jako podstawa do zamknięcia dyskoteki, versus cisza i spokój w metrze w Sztokholmie do takiego stopnia, że masz wyrzuty sumienia rozmawiając przez telefon głośniej niż szeptem. Albo śnieżyca w Madrycie, która sparaliżowała jedną z największych metropolii europejskich na prawie 2 tygodnie, versus oczyszczone i posypane piaskiem drogi w Sztokholmie podczas śnieżycy w niedzielę o 4 nad ranem.
Albo de facto brak przestrzeni personalnej w Hiszpanii do tego stopnia, że zderzając się z kimś na ulicy, on nawet nie zauważa zderzenia ,tylko idzie dalej, versus Szwedzi cieszący się ze zniesienia obowiązku do zachowania 2-metrowego odstępu z powodu COVID-19, bo mogli powrócić do swoich normalnych 5 metrów. Samo obchodzenie się z COVID w różnych częściach świata, czasami zobrazowane symbolicznie jako zrobiona na drutach wizualizacja koronawirusa wisząca na jednym z mostów w Ljubljanie, a czasami jako „oficjalny” plakat FCUK CODIV w jednym z marketów w Lizbonie. Super-punktualność szwajcarskich pociągów versus de facto nieistniejący rozkład jazdy pociągów w Kosowie czy Macedonii.
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że coraz mniej zaskakuje, a coraz więcej po prostu fascynuje.
Domyślam się, że takie przemieszczanie się, to nie lada wyzwanie, szczególnie pod kątem dostępności internetu (śmiech).
Samo przemieszczanie się, to jeszcze pół biedy – na Bałkanach przydaje się doświadczenie z Polski sprzed 20-30 lat, gdy pociąg jechał, gdy jechał, a bilet na autobus mogło się kupić tylko offline w okienku na dworcu.
Faktycznie nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak rozpieszczeni jesteśmy dostępnością i stabilnością internetu w zachodniej części Europy. Wolno ładujący się feed na Instagramie w podziemiach metra okazuje się luksusowym problemem, gdy nagle stwierdzasz, że w Czarnogórze stałe łącza mają upload z maksymalną prędkością 5 Mbps, a w Macedonii generalnie maksymalna prędkość internetu wydaje się osiągać pułap 20 Mbps.
Jeśli przemieszczasz się razem z kimś i w ciągu dnia oboje macie video-calle, zbawieniem może okazać się dodatkowa karta SIM z turystycznym pakietem gigabajtów.
Pracujesz dla wielu firm jednocześnie czy wybrałeś jeden, stały kontrakt? Jak na Twoje podróże reaguje Twój pracodawca? Wiem, że wiele firm nie jest jeszcze tak progresywnych, aby wspierać swoich pracowników w byciu Cyfrowymi Nomadami.
Na początku brałem pod uwagę wiele opcji – stała praca, jeśli nie u obecnego pracodawcy, to u innego, jeśli nie w Hamburgu, to (wtedy jeszcze) w Madrycie, albo całkowicie niezależna od lokalizacji lub na własny rachunek. Miałem dotychczas idealną pracę: taką, którą naprawdę lubię, która generuje wystarczające dochody i którabyła bezpieczna w dłuższej perspektywie. Ale bycie przywiązanym do jednego miejsca było dla mnie problemem. Przed koronawirusem w ogóle trudno było sobie wyobrazić by klasyczną pracę w formacie „9-to-5” wykonywać zdalnie.
Ironia losu polegała na tym, że mogąc wykonywać wszystkie moje zadania gdziekolwiek znajdują się mój komputer i telefon, to w zasadzie już od dłuższego czasu pracowałem niezależnie od miejsca, ale faktycznie nadal byłem przywiązany do fizycznego miejsca pracy. Z czasem uświadomiłem sobie, że problemem nie jest typ wykonywanej pracy, a niepewność pracodawcy. Bardzo dużo czytałem wtedy o tematyce pracy zdalnej i wszystkie badania wskazywały, że przynosi ona korzyści dla obu stron. Przygotowałem więc listę argumentów za i przeciw, wraz z sugestiami, co mogę zrobić przeciw tym negatywnym. W rezultacie udało mi się uspokoić obawy moich szefów zapewniając ich, że również zdalnie mogę wykonywać swoją pracę dobrze i w 2019 roku przeniosłem „centrum” swojego życia do Madrytu.
Na początku jeszcze regularnie musiałem pojawiać się w biurze, z czasem coraz rzadziej, a teraz już sam mogę decydować, kiedy chcę iść znowu z teamem na sushi. (śmiech)
Jakie są według Ciebie ciemne strony bycia Cyfrowym Nomadą? O pozytywnych aspektach tego trybu życia mówi się dużo. Zastanawiałem się, czy miałeś może sytuację, w której chciałeś od “uciec” od swojej decyzji?
Jestem świadomy, dlaczego to robię i jak dużo mi to daje – jest to moje wymarzone życie, więc wszystkie owe problemy, sytuacje, ciemne strony, to dla mnie nie przeszkody, a wyzwania. Tylko, że są to nieco inne wyzwania niż w życiu stacjonarnym. Zmieniając co tydzień miejsce, potrzebowałem formy aktywności fizycznej, którą mogę wykonywać niezależnie od miejsca. Tak samo nauka języków odbywa się u mnie za pomocą aplikacji mobilnych. Albo wyobraź sobie zamawianie paczki, jeśli co tydzień zmieniasz adres…
Prawdziwym logistycznym wyzwaniem było zamówienie okularów w Niemczech, które z uwagi na specyfikę szkieł potrzebowały 3 tygodni na realizację. Tak zaplanowałem trasę po Włoszech, aby w odpowiednim momencie znaleźć się w miejscowości, w której firma optyczna miała filię. Posiadając niewiele rzeczy, muszę co tydzień robić pranie, a nie każdy apartament ma pralkę. O różnych wyobrażeniach hostów Airbnb o tym, czym jest stabilne połączenie internetowe, już wspominaliśmy… Mając tyle ulubionych miejsc, niemożliwe jest zawsze być wszędzie, gdzie i z kim bym chciał jednocześnie.
W ogóle z czasem zmienia się definicja domu, rodziny, miejsca pochodzenia i innych klasycznych konceptów, ale to już zdecydowanie temat na inną rozmowę.
Bez jakich narzędzi nie wyobrażasz sobie swojej codziennej pracy?
Wyposażenie i oprogramowanie udostępnia mi pracodawca, więc większość z nich jest zoptymalizowana do środowiska, w którym pracuję. Są jednak trzy rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie pracy mobilnej.
Jedna z nich to tablet jako monitor. Zostawiając biuro za sobą nie chciałem rezygnować z luksusu drugiego monitora, a z powodu ograniczonej ilości bagażu nie chciałem kupować dodatkowego urządzenia. Okazało się, że istnieje program Duet, który umożliwia podłączenie iPada do laptopa i korzystanie z niego jako drugiego monitora – genialne!
Zmieniając często miejsce pracy, co jakiś czas pojawia się problem miejsca – czy to mały stolik w Airbnb czy fotel w autokarze – i niesamowicie przydatny okazuje się tu uchwyt na telefon EDGE mocowany bezpośrednio do laptopa.
Trzecia rzecz, to backup internetu. Osobiście korzystam z przenośnego hotspotu Solis, który daje mi połączenie z siecią na całym świecie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to najtańsza opcja, ale jej uniwersalność i niezawodność obniża poziom mojego stresu, gdy po późnym check-inie w nowym Airbnb prędkość internetu to… 4,60 Mbps w downloadzie i 0,92 Mbps w uploadzie. A wiem, że następnego dnia rano mam wideokonferencję.
Jak radzić sobie z utrzymaniem produktywności w podróży? Jakie są Twoje sposoby?
Lubić to co się robi! (śmiech) Zwykle nie mam problemów z produktywnością, bo większość moich zadań sprawia mi przyjemność. Nie trwa to długo od rozpoczęcia pracy, aż wpadam w mój „tunel”, z którego trudno mnie wyciągnąć, nie ważne czy siedzę w biurze czy na lotnisku. Jeśli natomiast są czynności, które raczej muszę niż chcę wykonać, to podróżowanie mi w tym pomaga. Jeśli znam już swoje środowisko zbyt długo, zaczynam zwracać uwagę na rzeczy drugorzędne – widok za oknem, głośna sąsiadka, pranie – podczas gdy na takim lotnisku czy w nowym Airbnb wszystko jest „obce”.
Łatwiej mi wtedy odrzucić to nieznane i skoncentrować się na moim osobistym wszechświecie: laptop, woda, kawa, muzyka… A jeśli już złapię się na prokrastynacji, przypominam sobie, że to tylko wydłuża proces, i świadomie „po prostu” zaczynam, kontynuuję pracę. W większości przypadków, w ciągu 5 minut jestem znowu w moim znajomym tunelu.
Czy Twoim zdaniem każdy może zostać Cyfrowym Nomadą? A może trzeba tu konkretnych predyspozycji, cech charakteru? Jak sądzisz?
Myślę, że to zależy od osobowości i preferencji. Praca zdalna oznacza, że trzeba mieć kontrolę nad sobą. Nie ma zewnętrznych ram, więc trzeba umieć radzić sobie z momentami słabości w formie lenistwa czy rozproszeń. Poza tym wielu ludzi jest przywiązanych do swoich rzeczy oraz ludzi wokół siebie i nie chce się z nimi rozstawać. Ja wychowałem się w rodzinie, w której zawsze ktoś był daleko poza domem. Od małego więc byłem świadomy, że bliskość nie jest kwestią odległości. Ale również w samej pracy jesteśmy odcięci od regularnego przepływu informacji typu dystrybutor z wodą, korytarz… i tak dalej. To może mieć negatywny wpływ na spójność zespołu.
Dlatego u mnie w pracy na przykład oprócz oficjalnego kanału w Teams mamy również grupę WhatsApp, w której regularnie omawiamy kwestie… powiedzmy… niestosowne w kontekście biurowym… No i jest to obowiązkowe sushi, na które chodzimy zawsze, gdy jestem w Hamburgu.
Na koniec zapytam Cię o to… gdzie chciałbyś znaleźć się za rok? Masz już jakieś plany czy wszystko będziesz robił spontanicznie?
W zeszłym roku została u mnie zdiagnozowana wada serca i ponieważ termin operacji mogę dostać „na zaraz”, mój okres planowania wynosi aktualnie 2 tygodnie naprzód. I wiesz co? Dobrze mi z tym. Pomogło mi to jeszcze bardziej doceniać chwilę. Wydarzenia ostatnich lat pokazały nam po raz kolejny, jak wszystko, co znamy, wszystko, co uważamy za oczywiste, może się zmienić z dnia na dzień. Jedyne, co jest pewne, to tu i teraz.
A co będzie za rok? Zobaczymy. O ile zdrowie na to pozwoli, będę dążył do odhaczania kolejnych języków, stolic oraz piekarni z moich list to-do!
Dzięki wielkie za rozmowę!
Ten tekst powstał w ramach cyklu “Przewodnik Cyfrowego Nomady”. W najbliższych tygodniach będziecie mogli przeczytać kolejne materiały przybliżające temat pracy zdalnej, produktywności i wszystkich blasków oraz cieni związanych z byciem Cyfrowym Nomadą.