Trzeba lubić siebie, ludzi oraz swoją pracę. Początki kariery Product Managera według Mariusza Najwer
Sprecyzowanie zakresu obowiązków Product Managera to dość abstrakcyjne zadanie. W zależności od firmy, rodzaju tworzonych produktów i branży, w której owa marka działa, PM może zajmować się zupełnie różnymi kwestiami. Głównym celem PM-a jest jednak zadbanie o jakość produktu oraz odpowiednią komunikację pomiędzy działami w trakcie jego tworzenia. Czy to właśnie ta różnorodność i brak monotonii spowodowały, że na rynku pracy pojawia się coraz więcej aspirujących Product Managerów? O początkach na tym stanowisku opowiedział nam Mariusz Najwer, PM z 10-letnim doświadczeniem.
Spis treści
Dlaczego postanowiłeś zostać Product Managerem?
Kojarzysz słynną historię o łączeniu kropek, którą Steve Jobs opowiedział studentom uniwersytety Stanford w 2005 roku? Co prawda, nigdy nie inspirowałem się Jobsem, bo nie było mi po drodze z gościem, który po LSD sięgał jak po kreatywny dodatek do swojej znachorskiej diety marchewkowej, ale kropki łączył wybitnie! Chodzi oczywiście o to, aby doświadczenie i umiejętności, które zdobyliśmy w przeszłości, umiejętnie łączyć z tym, co robimy dziś lub chcemy robić jutro.
Mnie się to chyba udaje od jakiegoś czasu, bo product management kradnie mi ostatnio sporo czasu, dając w zamian jeszcze więcej frajdy. A poszedłem w ten zawód z czysto hedonistycznych powódek – połączyłem wszystkie swoje pasje w jedną, wielką, żeby czerpać z życia tyle przyjemności, ile nie spotka mnie już po śmierci.
Jak wyglądała Twoja droga do zostania PM-em i jak wyglądały początki na tym stanowisku?
Jako średnio utalentowany reprezentant Pokolenia Nic, o którym dawniej pisała Masłowska i śpiewali Cool Kids of Death, w młodości za swoje autorytety uznawałem głównie gwiazdy telewizji rozrywkowej i filmów pornograficznych. Zakompleksiony młodzieńczym trądzikiem porzuciłem jednak nadzieję o zostaniu bohaterem bajek dla dorosłych i z końcem liceum obrałem kurs na media. Wylądowałem na dziennikarstwie muzycznym w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu, gdzie trzyletnie studia licencjackie skończyłem w cztery lata. To cud, że w ogóle odebrałem dyplom, bo zamiast odwiedzać salę wykładową, od pierwszego roku studiów odwiedzałem jedynie redakcje lokalnych gazet i stacji radiowych, z którymi współpracowałem. Byłem pasjonatem jak cholera! A praktykę stawiałem wyżej od stosu podręczników.
Po kilku latach przygód dziennikarskich, wskoczyłem w wir przedsiębiorczości. Organizowałem imprezy muzyczne, produkowałem reklamy telewizyjne, a nawet stawiałem pierwsze proste strony na Wordpresie dla lokalnych firm. Liczba rzeczy, które chciałem robić jednocześnie, przewyższała niestety moje możliwości czasowe. Mówiąc językiem IT – notorycznie przepalałem swoje capacity.
Im więcej doświadczałem, tym intuicyjniej szukałem dla siebie zajęcia, które byłoby ogólnorozwojowe. Istnieje pewien poważny, nieuleczalny problem, który musiałem nauczyć się obsługiwać. Mianowicie, ludzie tacy jak ja – z brutalnym ADHD, z narkotycznym głodem adrenaliny, ze skłonnością do bombardowania siebie czymś nowym każdego dnia – bardzo szybko się nudzą! Dawniej, gdy byłem singlem, potrafiłem znudzić się nowo poznaną kobietą już w 15 minucie spotkania. Pamiętam te zdziwienie na twarzy jednej z moich tinderowych walentynek, gdy kelner jeszcze nie podał nam głównego dania, a ja już prosiłem o rachunek. Nuda zabija, a nudne towarzystwo to powolna i nieciekawa śmierć osobowości.
To dlatego namiętnie rozkochałem się w zarządzaniu IT, ponieważ mogę wyszaleć się na każdym poziomie samorealizacji i rozwoju osobistego. Aczkolwiek, ciężko mi określić, w którym momencie kariery zostałem PMem, bo od zawsze podejmowałem bardzo wiele inicjatyw na własną rękę. Z tym że wtedy nie wiedziałem, że to, co robię, jest właśnie szeroko pojętym zarządzaniem projektem lub produktem. Oficjalnie, pierwsze stanowisko pod dumnie brzmiącym tytułem Product Manager zaoferowali mi lata temu Austriacy, którym pomagałem budować aplikację B2B2C dla branży muzycznej. Nie miałem co prawda umiejętności stricte PMowych, ale moja wiedza o branży muzycznej oraz ówczesne doświadczenie start-upowca pomogły mi wygrać tę batalię o wakat.
Czy uważasz, że aspirujący PM powinien posiadać określone cechy lub umiejętności, które ułatwiają znalezienie pracy i wpływają na lepsze wyniki już po otrzymaniu stanowiska?
Każdą opowieść zatytułowaną Znajdę dla siebie pracę marzeń sugerowałbym zaczynać od zadania sobie jednego, ważnego pytania: Co lubię w życiu robić?. Doradzał to kiedyś słynny Laska z Chłopaki nie płaczą. A że Laska był synem Króla Sedesów, to wiedział, co mówi! Uwierzyłem mu wtedy na słowo i dziś potwierdzam, że to jedyne słuszne podejście.
Istnieje cała paleta umiejętności miękkich i twardych, które dobry PM powinien mieć wypracowane, żeby osiągać jakiekolwiek rezultaty oraz nie siać zniszczenia w komunikacji z zespołem. Praca nad skillsetem trwa latami, ale żeby wystartować, potrzebny jest dobry grunt. Trzeba lubić siebie, ludzi oraz swoją pracę. Bez dobrych relacji z sobą oraz otoczeniem, dorobkiewicz zostanie co najwyżej karierowiczem, a z czasem ugrzęźnie gdzieś na mieliźnie niespełnionych ambicji.
Jakie pierwsze kroki powinien wykonać każdy aspirujący PM, aby otrzymać pracę?
To zależy, gdzie szukamy pracy. Są miejsca z tak niskim progiem wejścia do branży IT, że na rozmowie kwalifikacyjnej wystarczy wypierdzieć zwrotkę Ody do radości, a nazajutrz dostaniemy ofertę.
Niezależnie od ścieżki, jaką chcemy dla siebie obrać, polecałbym najpierw nauczyć się podstaw we własnych zakresie. Mam na myśli metodyki zarządzania produktem, sposoby walidowania idei biznesowych, techniki priorytetyzacji backlogu oraz podstawowe pojęcia związane z wytwarzaniem oprogramowania. Wujek Google będzie naszym sprzymierzeńcem. Pytajmy go o wszystko, co spędza nam sen z powiek. Bardzo łatwo znajdziemy wtedy setki darmowych (lub po prostu tanich) kursów na YouTube czy Udemy.
Piekielnie ważne jest też to, żebyśmy jak najlepiej poznali samych siebie. Prosty test Gallupa lub Insights Discovery pomoże nam poznać nasze silne strony i predyspozycje miękkie do zostania managerem. Polecam zbadać samych siebie pod kątem osobowościowym już na początku tej wymagającej drogi zawodowej. Kto wie, może się okazać, że naszym rzeczywistym powołaniem jest misja zakonnika u kapucynów, a nie męczennika w IT.
Na co powinien uważać i czego wystrzegać się początkujący PM podczas szukania pierwszej pracy?
Jest jedna rzecz, która na początku drogi zawodowej PMa może nas uskrzydlić albo skrzywić postrzeganie tego zawodu na lata. Tym czymś, a raczej kimś, jest nasz pierwszy szef. Z wyborem pierwszego miejsca pracy dla PMa jest trochę jak z kupnem odpowiednich prezerwatyw – kiedy zaczynasz, łatwo się pomylić, ale świat się od tego nie zawali. Aczkolwiek, niesmak pozostanie. Wystrzegajmy się jak ognia szefów, którzy mają problemy relacyjne ze światem. Szefów, którzy zabetonowali swój światopogląd na zarządzenie zespołem we wczesnych latach 90. W skrócie, jeśli twoje miejsce pracy ma w tobie rozwinąć przyszłe umiejętności managerskie, to kierownicy średniego i wyższego szczebla takiej firmy powinni stanowić dla ciebie przykład i wzór do naśladowania.
Jest wiele sposobów dojścia do wybranego celu. Ten, który ja rekomenduję początkującym PMom, to poszukać dla siebie stanowiska asystenta u boku bardziej doświadczonego managera. Nic tak nie poprawi w przyszłości stanu twojego ducha i portfela, jak wiedza wyciągnięta ze współpracy z wartościowym mentorem.
Z jakimi problemami musiałeś się zmierzyć na początku swojej kariery?
W moim życiu zawodowym nie ma problemów. Są tylko przygody. A tych drugich miałem mnóstwo. Największym wyzwaniem, z którym mierzyłem się od początku, było skorygowanie mojego błędnego wyobrażenia o pracy PMa. Naiwnie liczyłem na odnalezienie wymarzonej strefy komfortu za przyzwoite pieniądze, do której będę mógł wskoczyć jak do miękkiej pościeli i przeleżeć tak kolejne 30 lat słodkiego życia. W pierwszych latach zarządzania dotarło do mnie, że strefa komfortu to nieludzki, niewidzialny wróg, którego nie możesz lekceważyć. Jak cię złapie w swoje komfortowe sidła, to w jednej chwili przestajesz się rozwijać. A stąd już krótka droga do frustracji i końca historii bez happy endu.
Inną przygodą, o której wspomnę z czystej megalomanii, była wojna z samym sobą. W liceum myślałem, że moją największą wadą jest trądzik, przez który nie mogłem zawyżyć prywatnych statystyk miłosnych. Ale potem doszły kolejne: brak punktualności, egoizm, egocentryzm, permanentna smieszkowatość i apodyktyczne podejście do współpracowników. Lata pracy kosztowało mnie wyrobienie w sobie nawyku do obiektywnego i analitycznego przyjmowania krytyki na swój temat. Opłaciło się. Zarówno duchowo, jak też finansowo.
Za co cenisz swoją pracę, jakie masz możliwości rozwoju i jak widzisz swoją przyszłość jako PM?
Jak przystało na multiinstrumentalistę, wierzę w zasadność robienia wielu rzeczy na zmianę, żeby przełamać rutynę. Bycie produktowcem daje mi ten komfort, że codziennie operuję na kilku poziomach, m. in. marketingowym, biznesowym, technicznych czy komunikacyjnym. A ponadto, cenię swoją robotę za świetnych fachowców, z którymi mogę pracować.
Rzadko wybiegam myślami w swoją przyszłość managerską, ponieważ nie przyzwyczajam się do tej roli. Zwłaszcza, że to nigdy nie będzie moja pierwsza i ostatnia namiętność zawodowa. Z dużą dozą pewności mogę jednak powiedzieć, że pewnego dnia zamienię Polskę na Stany Zjednoczone. Nie wiem jeszcze kiedy i w jakiej roli. Być może wejdę na szczebel dyrektorski, a być może rzucę wszystko, zapuszczę wąsy i założę własne solarium. Odważnie dodam, że z moim infantylnym optymizmem i entuzjastycznym podejściem do pracy odnalazłbym się nawet w zapyziałej fabryce zwrotnic kolejowych w smutnym rejonie Syberii.
Niemniej jednak, szczeniacko ufam swojej inteligencji i umiejętności wyuczenia się każdej specjalizacji na świecie, byleby tylko otaczać się świetnymi ludźmi oraz mieć fun ze swojej roboty.
Czy praca PM-a w IT różni się w jakiś sposób od pracy PM-a w innych branżach?
Nie. Tu i tu masz produkt oraz ludzi, którzy go tworzą, naprzeciw tych, którzy go potrzebują. Jedyne, co różnicuje specjalizację produktowców w różnych sektorach, to sposób wytwarzania i utrzymania produktów oraz metodyki zarządzania. W każdej branży produkt potrzebuje opieki w podobnych aspektach: produkcyjnym, rynkowym, marketingowym, cenowym czy komunikacyjnym.
Chociaż, gdy weźmiemy pierwszy przykład z brzegu, to praca nad aplikacją do sprzedaży karmy dla myszoskoczków na pewno brzmi lepiej niż produkowanie tej karmy. Głównym walorem wytwórczym w przypadku IT będzie tu brak egzotycznego zapachu tej karmy. Pewnie dlatego wolę zarządzać produktami wirtualnymi 😉
Mariusz Najwer. Product manager z Wrocławia, od 10 lat jest miłośnikiem zarządzania w IT. Sporą część swojego doświadczenia zdobywał w software house’ach, pomagając firmom definiować MVP oraz walidować pomysły biznesowe. Z sentymentem wspomina także pracę jako project manager i product owner, ponieważ – jak twierdzi – nie ma nic bardziej czelendżującego w tej pracy niż egzotyka bycia tyglem komunikacyjnym pomiędzy biznesem, a wymagającym zespołem technicznym. Po godzinach prowadzi blog i podcast o zarządzaniu bycjakmanager.pl.