Polscy programiści na świecie – anegdoty z życia w Singapurze
Podczas drugiego cyklu live-streamów z polskimi programistami z całego świata, mieliśmy doskonałą okazję zamknąć cały cykl konwersacją z naszymi niezwykle rozgadanymi rodakami w składzie: Jarek, Dawid, Max i Rudolf.
Było całkiem sporo o technologii, mikroserwisach w BeMyGuest, czy samym modelu biznesowym, lecz przypomnijmy to sobie od zupełnie innej strony – realiów życia w tym niezwykłym miejscu, jakim jest Singapur. Czy programista może pozwolić sobie na samochód? Jakie są koszty życia, podatki i wiele innych elementów, które należą do codzienności naszych rozmówców.
Zapraszamy do relacji z live-streamu, którego pełną wersję możecie zobaczyć pod tym linkiem.
Jak się żyje w Singapurze?
Piotr Nowosielski: Myślę, że tą część technologiczną mocno wyczerpaliśmy, przeszedłbym do anegdot związanych z życiem w Singapurze. Panowie, jak Wam się tam żyje?
Max: Pierwszy największy szok w pracy – wszyscy w firmie są boso. Czy ja musze zdjąć buty, żeby wejść do firmy? Kolejny szok, to szok pogodowy. Jesteśmy 100 km od równika i jest tutaj 30 stopni dzień w dzień, cały rok. Codziennie przez cały rok o tej samej porze robi się jasno-ciemno.
Piotr: Czyli o której?
Max: Siódma – siódma, z minimalnym wahaniem. Teraz z kolei mamy teoretycznie deszczową pogodę, czyli powinno więcej padać. Generalnie mamy słońce i jest bardzo ciepło. Natomiast w porównaniu do takich miejsc jak choćby Indonezja czy Tajlandia, to wydaje mi się że tam pogoda jest troszkę bardziej do życia, fajniejsza. Chłopaki, pomóżcie bo tych szoków każdy z nas miał kilka.
Jarek: Jedzenie?
Max: O! Jedzenie to jest temat rzeka. Jedzenie jest fantastyczne, pomijając kuchnię naszego kolegi z Wenezueli. Ja z tym jedzeniem nie potrafię się odnaleźć.
Piotr: Co jecie na śniadanie, obiad, kolację. Słucham?
Dawid: Przede wszystkim tu się nie gotuje.
Max: Tak, tutaj taniej jest zjeść na mieście niż zrobić zakupy i przygotować posiłek w domu.
Piotr: Czyli macie od tego ludzi. Bardzo dobrze.
M: Mamy od tego ludzi. To znaczy lunch na ulicy kosztuje ok 7-8 dolarów singapurskich.
Piotr: A w przeliczeniu na złotówki, to jest ile?
Dawid: Razy 2,6 zł.
Max: A takie wcale nie duże zakupy w sklepie to jest jakieś 80-100 dolarów. I tak naprawdę niewiele w tych zakupach jest. Jedzenie na ulicy jest niesamowicie zróżnicowane, Singapur jest zróżnicowany. Są tu Chińczycy, są tu Malezyjczycy, są Indonezyjczycy, jest tu ogromna grupa ekspatów – więc mamy kuchnię amerykańską, włoską, itd. Wszystko co chcecie. Oczywiście kuchnia ekspatów jest bardzo droga, więc tam bywamy rzadziej. Ale przyjechaliśmy do Azji świadomi tego co tu się je, więc nam ta różnorodność odpowiada. Chłopaki nie jedzą mięsa, więc w ogóle są w siódmym niebie. Ja czasami kurczaka zjadam. Różnorodność smaków jest tu nie do opisania.
Dawid: Generalnie tu jest inna kultura żywieniowa w ogóle, całego społeczeństwa. Tu się generalnie je na zewnątrz. Tu na każdym rogu są tzw. hawker centre.
Max: Je się na ulicy.
Dawid: Hawker centre to są miejsca zbiorowego żywienia, taka powiedzmy komercyjna stołówka gdzie ma się zawsze dostęp do 5-10-15 różnych dostawców jedzenia różnego rodzaju. Wybór jest przeogromny zawsze i wszędzie. 80% ludzi wychodząc z pracy idzie jeść do takiego hawker centre na obiad czy kolację. Tutaj jest totalnie inna forma życia.
Max: Jest zawsze ciepło. Klatka schodowa jest otwarta, nie ma okien, są tylko otwory. Tak samo wspomniane hawker centre są jedynie zadaszone ze względu na deszcz, ale nie mają okien ani ścian. To jest otwarty obiekt.
Piotr: Okej, to dosyć ciekawa sprawa, szczególnie z tymi otwartymi klatkami. Nie ma problemu z włamaniami?
Jarek: Ja Ci powiem Piotrek, że ja w ogóle drzwi w domu nie zamykam na klucz. Ja w ogóle nie nosze klucza od domu, jedynie kartę żeby się dostać do budynku. Rewelacja jeżeli chodzi o warunki życia. Mieszkając na parterze wchodziłem raz przez taras, raz przez drzwi.
Max: Bezpieczeństwo jest ogromne. A wracając do szoków, dla mnie szokiem było jeszcze to, że na samochód jest tutaj poza zasięgiem finansowym. Najtańszy VW Golf to jest w złotówkach licząc jakieś 300 tys. złotych. Plus do tego trzeba mieć licencje, które kosztują kolejne kilkadziesiąt tysięcy.
Jarek: Generalnie tu jest coś takiego co się nazywa „quota” – czyli ilość samochodów, które mogą jeździć po ulicach. I tutaj się licytuje licencję, żebyś mógł mieć samochód i ta licencja jest ważna przez 10 lat. Natomiast żebyś mógł w ogóle samochód mieć, musisz taką licencję sobie wylicytować. Sama licencja kosztuje kilkadziesiąt tysięcy dolarów. W 2018 roku Singapur przestaje wydawać nowe, czyli nie będzie wzrostu liczby pojazdów (to dotyczy także skuterów ).
Dawid: Jest tu limitowana ilość pojazdów. Bodajże 670 tysięcy prywatnych pojazdów.
Piotr: Ciekawy motyw, skąd się to bierze?
Dawid: Finansowo, nie opłaca się kupować samochodu, dlatego że generalnie transport publiczny jest mega tani. Jest tańszy niż w Polsce.
Max: Natomiast transport publiczny jest nieprawdopodobny. Zacznę od autobusów, gdzie na jeden przystanek przyjeżdżają kilkanaście autobusów. Dosłownie. Jak czekamy 3 minuty, to już jesteśmy trochę poirytowani tym co się dzieje. MRT czyli tutejsze metro – czas oczekiwania to nie więcej jak 3 minuty. Po drodze do pracy odwożę syna, mam 4 przystanki autobusem i MRT. Całą wyprawa liczy ok 50 min. Funkcjonuje to niesamowicie i jest bardzo tanie.
Piotr: A co by się stało w takiej sytuacji, skoro nie łatwo jest kupić samochód, to może łatwiej jest wpaść tylko na weekend i zostać dłużej.. 😉 Czy to nie przejdzie?
Dawid: Żyjemy w kraju, w którym nie ma polskiej mentalności. Nikomu to do głowy nie przyjdzie, a jakby nawet przyszło to są cła, które to wszystko wyrównają. Poza tym są tutaj rowery miejskie, którymi można się przemieszczać praktycznie za darmo. Wychodzicie przed dom, stoi rower, wyjmujecie aplikacje, odblokowujecie rower, jedziecie gdzie chcecie i tam ten rower zostawiacie.
One są wszędzie. Bardzo często jest promocja typu miesiąc za darmo, bo było np. Święto Narodowe, a teraz jest miesiąc za darmo bo jest listopad, a jeszcze 40 jazd w miesiącu jest za darmo. Mało tego można wyjeździć bonusy od Państwa.
Jarek: Ja przez półtorej roku zapłaciłem za te rowery 1 dolar, 2zł 60 groszy, a jeżdżę na tych rowerach sobie tu czas po okolicy. To się zdarza. Jeśli chodzi o te rowery, to wygoda jest ogromna i plus jest taki, że one są wszędzie. One nie mają swoich stacji, one są wszędzie, wystarczy mieć telefon i aplikację.
Dawid: Zapomnieliśmy o tym jak się tu mieszka. My jako ekspaci, jako przyjezdni mamy mniejszy wybór niż lokalesi, ponieważ nie możemy kupić pewnych budynków, ale możemy wynająć mieszkanie w formie kondominium. Jest to nowoczesne budownictwo mieszkaniowe w formie małych osiedli, złożonych z 1-3 budynków. Jest tu pełne wyposażenie, żeby tutaj żyć i odpoczywać.
Warunki są świetne, ja mam często problem co wybrać, czy iść na kort tenisowy, czy na jeden z czterech basenów, jedno z ośmiu jacuzzi, czy wybrać jedną z dwóch sal gimnastycznych. Poziom życia jest znacznie inny niż w Polsce, z racji tego jaka tu jest pogoda, jaki komfort życia, poziom gospodarki, standard życia generalnie. Jest tutaj inna kultura życia na co dzień, pracuje się wolniej, pracuje się dużo, pracuje się ciężko aczkolwiek nie pracuje się nadgodzin i żyje się wolniej już po pracy.
Wszyscy: (śmiech)
Piotr: Nie pracuje się nadgodzin? Ktoś tu się chyba zagalopował.
Jarek: Ja po prostu kocham to co robię, w związku z czym rzeczywiście pracuję trochę więcej niż ustawowe 8 godzin. Ale tak porównując Polskę i Singapur, dla localesów mind blowing jest fakt, że dzieci nie potrafią pływać. Bo tutaj baseny są wszędzie, w każdym kondo i można się wybrać zawsze bo pogoda na to pozwala. Dzieciaki białe, przyjezdne, w wieku takim jak moje (4 i 6 lat) niekoniecznie pływac umieją. A wszystkie lokalne jak najbardziej tak, bo one ten basen mają niemalże od urodzenia.
Spis treści
Minusy życia w Singapurze
Piotr: Okej, ale Panowie bo tak tutaj nam wszystko chwalicie, ale wiadomo że nie ma utopii na świecie więc powiedźcie może o jakiś minusach albo o tym co wam doskwiera?
Dawid: Nie jestem pewien czy możemy mówić, żeby Ministerstwo Pracy nam nie cofnęło pozwolenia na pracę (śmiech). Tak poważnie, to chyba koszty. Koszty życia są dosyć wysokie, aczkolwiek siła nabywcza pieniędzy które się zarabia jest też wyższa.
Jarek: Warto na początek powiedzieć jedną rzecz. Jak się nie ma dzieci, jak się jest samemu albo jako para, ale nie ma się dzieci to finansowo bajka. Jak się ma dzieci, to zmienia się diametralnie ta sytuacja. Szkoły są bardzo drogie. Do szkoły publicznej w zasadzie nie ma szansy się dostać, więc trzeba płacić za szkołę czy przedszkole również.
Piotr: Możesz powiedzieć jakie to są koszty?
JD: Mogę Ci powiedzieć, że teraz za moje przedszkole płacę okazyjnie 750 dolarów miesięcznie za jedno dziecko, dwójka dzieci – półtora tysiąca dolarów singapurskich. I to jest super tanio. Do tego dochodzi mieszkanie, to są rzeczy które można sobie znaleźć droższe i tańsze. Mieszkanie w centrum to koszt ok 10-15 tysięcy dolarów, co dla mnie jest nieporozumieniem, ale ja za swoje mieszkanie płacę 2,5 tys. singapurskich dolarów.
Etos pracy
Piotr: Jeszcze przyszło mi do głowy pytanie, które może okaże się że nie jest zaletą. Jak tam jest z etosem pacy? Jarek gdzieś tam między słowami powiedział, że sporo pracuje. Ale rzeczywiście azjatycki etos pracy jest taki, że musicie pracować bardzo dużo, czy tylko dużo? Jak to wygląda? Ile średnio pracujecie? O której przychodzicie do pracy, o której kończycie?
Max: Ja mam świeższe spojrzenie, więc jeżeli pozwolicie mi powiedzieć: Jarek przychodzi pierwszy, zwykle 2h przed planowanym czasem pracy i na ogół widzę go, że wychodzimy razem, czyli wychodzi po mnie. Miejscowych pracowników lokalnych mamy niewiele, ale mamy Szefa i 2-3 osoby i one pracują (pomijając Szefa), myślę że 8-9h. Natomiast nam zdarza się, że jest to 10, a Jarkowi zdarza się że jest i więcej. Natomiast etosu pracy w japońskim tego słowa znaczeniu, na pewno nie ma.
Jarek: Raz – to nie jest Japonia, dwa – to nie są Chiny. Jest zupełnie inny klimat. Ten kraj mimo, że chiński, to jest mocno zachodni. Tutaj kultura jest inna i tak jak mówiłem, ludzie przychodzą do pracy na 8h, wychodzą i idą się relaksować. Raczej nie ma stresu. Jeśli mówimy o porównaniu do Japonii, to nic nie można porównać do Japonii gdzie się zapracowujesz na śmierć.
Zagęszczenie ludności w Singapurze
Piotr: Rozumiem. Jest jeszcze jedna rzecz, która mi wpadła do głowy. Dawid wspominał, że Singapur jest mniej więcej wielkości Warszawy, ale mieszka tam mniej więcej 5,5 -6 milionów osób więc 4 razy tyle na powierzchni powiedzmy sobie takiej Warszawy. Czy nie macie z kolei problemu z tym, że tych ludzi jest za dużo? Odczuwa się to gigantyczne zagęszczenie ludności?
Max: Odczuwa się. To znaczy, porównując do Polskich miast, odczuwa się. Natomiast jeżeli ktoś trochę bywał w Azji i widział kilka miejsc, to tu się zupełnie tego nie odczuwa. Tu nie ma takiego malezyjskiego czy tajlandzkiego miejskiego gwaru. Tu jest kapitalnie wszystko zorganizowane, nie ma tego bałaganu, ludzi idących bezsensu we wszystkich kierunkach. Tu jest pod tym względem kapitalny porządek. Parki są tak duże, że jeżeli ktoś potrzebuje obcować z przyrodą sam na sam, to da się to zrobić.
Piotr: Okej, ale czy nie jest tak, że jak chcesz iść na jeden czy drugi basen to pływasz ściśnięty?
Max: Wręcz przeciwnie, na basenie który mamy koło domu, rzadko bardzo rzadko zdarza się żeby ktoś był poza nami. Na ogół jesteśmy sami. Jest tych basenów dużo, są ogromne, także absolutnie nie ma problemu. W godzinach szczytu zwłaszcza widać ten strumień ludzi w metrach i autobusach, ale nie ma przeładowania.
JD: Tutaj nikt do komunikacji miejskiej nie dopycha 😉 W samym centrum, w ciągu dnia tych ludzi będzie dużo. Gdyby ktoś się wybrał w godzinach szczytu do centrum, to tam ludzi będzie masa.
To pierwsza część historii naszych rodaków, kodujących w Singapurze. Niebawem postaramy się odkryć przed Tobą, jak wygląda ich codzienna praca, o czym przeczytasz na łamach Just Geek IT.
Dziękujemy Kamilowi z zespołu ZnanyLekarz, który był partnerem merytorycznym #10 odcinka w naszym 2. cyklu live-streamów!