Od marketingowca do frontendowca. Historia Jarosława Rewersa
– Niemal wszystkie ogłoszenia o pracę są identyczne. Rekruterzy dobrze wiedzą, co powiedzieć, żeby zainteresować kandydatów – powiedział nam Jarosław Rewers, który od roku mieszka i pracuje w Amsterdamie. Podczas szukania pracy zwraca uwagę na zadanie testowe oraz informacje przekazywane przez innych programistów podczas rekrutacji.
– Czasami pytam, czego najbardziej nie lubią w swojej pracy, i nie chodzi do końca o odpowiedź, ale swobodę z jaką programista wypowiada się na temat negatywnych aspektów pracy w obecności przełożonego czy osoby z działu kadr – powiedział nam Jarek.
Z tej rozmowy dowiecie się:
- czym różni się praca dla małej i dużej firmy,
- jak wygląda praca nad projektem związanym z dotykiem oraz wyświetlaniem wysokiej jakości mediów na różnych ekranach,
- jak żyje się w Amsterdamie.
Spis treści
Zaczynałeś od marketingu, a zostałeś frontendowcem. Opowiedz o tym jak zainteresowałeś się programowaniem?
Już w gimnazjum nauczyłem się podstaw HTML i CSS. Po kilku latach pracy w marketingu coraz częściej widziałem różnice w ogłoszeniach o pracę w postaci oferowanego wynagrodzenia (to że wynagrodzenie w ogóle jest podawane też było różnicą), potencjalnej ścieżki rozwoju i benefitów pozapłacowych.
Jak wówczas wyobrażałeś sobie programowanie? Kiedy zrozumiałeś, że praca programisty wygląda inaczej?
Myślę, że po nauczeniu się poszczególnych składowych wchodzących w zakres umiejętności frontendowca nie do końca widziałem, jak to wszystko się ze sobą łączy oraz jakie jest praktyczne zastosowanie poszczególnych funkcji czy właściwości.
Gdzie znalazłeś pierwszą pracę i czego się w niej nauczyłeś?
Była to firma skupiająca się na usługach i wdrożeniach oprogramowania sprzedażowo-magazynowego. Dość naturalnym rozwinięciem tej strategii było zaoferowanie klientom sklepu internetowego zintegrowanego z magazynem.
Początkowo zajmowałem się wyłącznie frontendem dla sklepów, jednak charakter tej pracy wymagał wielu kontaktów z klientem, przez co mimowolnie byłem świadom całego procesu, w jaki zaangażowany jest klient. Sklep internetowy jest gdzieś pośrodku; wcześniej jest produkcja, magazyn, grupy cenowe. Natomiast po złożeniu zamówienia pozostaje kwestia efektywnej organizacji pracy magazynu oraz integracja z bramkami płatności i partnerami logistycznymi.
W Imag spędziłeś dwa lata – z perspektywy czasu uważasz, że było to za krótko czy za długo?
Trudno powiedzieć. Myślę, że w sam raz.
W kolejnej firmie poznałeś Angulara. Co doceniasz, a co nie w tym frameworku?
Pierwszy poważny kontakt z Angularem miałem w banku, wtedy BZ WBK, dziś Santander. W Angularze bardzo lubię to, że oferuje pewne drogi do rozwiązania najczęściej spotykanych problemów we froncie. Za każdym razem, kiedy zbaczasz z tych wytyczonych dróg masz wrażenie, że coś jest nie tak. Moim zdaniem im bardziej programista trzyma się angularowych schematów, tym mniej zmartwień o implementację technicznych szczegółów, a bardziej można się skupić na logice działania aplikacji. Minusem jest z pewnością wysoki próg wejścia przez TypeScript i Observables.
Twoim zdaniem warto uczyć się Angulara? Mimo właśnie wysokiego progu wejścia?
Odnoszę wrażenie, że React coraz bardziej upodabnia się do Angulara. Coraz więcej funkcjonalności jest ustandaryzownych (np. nadchodzący Suspense, który pozwala na załadowanie i przetworzenie danych przed zainicjalizowanie komponentu, czyli coś podobnego do angularowych route guards), Typescript też już powoli staje się standardem w React. Observables to dobra lekcja podstaw strumieni, dość rzadko spotykanych we frontendzie, ale bardzo popularnych w innych obszarach IT.
Wysoki próg wejścia z pewnością nie powinien zniechęcać. Nawet jeżeli poukładanie składowych Angulara w głowie zajmuje trochę czasu, to framework w dużej mierze sam nakieruje programistę na dobre rozwiązanie problemu. Programista nie jest chirurgiem, który musi doskonale znać każdy element swojej pracy w każdym momencie. Skupiamy się na rozwiązaniu jednego problemu na raz, jest czas na zajrzenie do dokumentacji, zapytanie koleżanki o pomoc czy przejrzenie Stack Overflow.
Pracowałeś dla europejskich banków i innych instytucji finansowych. Czego przez ten czas dowiedziałeś się o tej branży?
Nawet w małym projekcie jesteś tylko elementem. Nie masz całej wiedzy na temat wymagań czy otoczenia biznesowego, dlatego musisz ufać współpracownikom i opierać się na nich. Jeżeli robisz coś, co wydaje Ci się głupie, jest duża szansa, że masz rację i tak Ci się tylko wydaje. Swoje wątpliwości trzeba zaznaczyć, a później wdrożyć rozwiązanie.
Kto Twoim zdaniem odnajdzie się idealnie jako programista w branży finansowej?
Myślę, że branża w ogóle jest drugorzędna dla programistów. Tym bardziej, że ta branża ma dwie twarze. Pracując jako inhouse dev w banku jesteś częścią dużej, starej korporacji, gdzie ludzie pracują dekady a firma oferuje bogaty pakiet socjalny dla rodzin. Pracując jako konsultant jesteś raczej otoczony młodszymi ludźmi i częściej zmieniasz projekty.
Na co zatem zwracasz uwagę szukając kolejnego miejsca pracy dla siebie?
Trudno powiedzieć. Niemal wszystkie ogłoszenia o pracę są identyczne. Rekruterzy dobrze wiedzą, co powiedzieć, żeby zainteresować kandydatów. Zwracam uwagę na zadanie testowe oraz informacje przekazywane przez innych programistów podczas rekrutacji. Czasami pytam, czego najbardziej nie lubią w swojej pracy, i nie chodzi do końca o odpowiedź, ale swobodę z jaką programista wypowiada się na temat negatywnych aspektów pracy w obecności przełożonego czy osoby z działu kadr.
Latem 2019 roku wyjechałeś do Amsterdamu. Skąd ta decyzja?
Byłem wcześniej w Amsterdamie turystycznie i bardzo spodobało mi się to miasto. Znalazłem ofertę pracy z relokacją i wziąłem udział w rekrutacji. Składała się ona z 2 lub 3 spotkań online, gdzie rozmawialiśmy raczej o tym, jaki jestem niż jakie mam doświadczenie. W odróżnieniu od innych rekrutacji dowiedziałem się całkiem sporo o życiu prywatnym moich przyszłych współpracowników. Pytania techniczne były raczej wplatane w ogólną rozmowę, niż stanowiły część, którą można zamknąć.
Później był telefon z działu kadr z konkretnymi informacjami odnośnie kontraktu, podpisanie i odesłanie kontraktu pocztą. Pod koniec sierpnia wyleciałem do Holandii.
Co zaciekawiło Cię w pracy dla PVH?
PVH, czyli właściciel Calvina Kleina i Tommy’ego Hilfigera, od kilku lat tworzył Digital Showroom (DS) na swoje potrzeby. Tradycyjny showroom to miejsce wypełnione próbkami i materiałami z nowej kolekcji, gdzie kupcy przyjeżdżają by obejrzeć nowości i złożyć zamówienia. PVH postawiło na dość rewolucyjne podejście polegające na zainstalowaniu ekranów w showroomie i wyświetlaniu na nich nowej kolekcji. Rozwiązanie się sprawdziło i PVH powołało zespół mający na celu zaoferowanie DS także inny markom. Tak powstał Hatch. Jest to zdecydowanie inny zbiór wyzwań w porównaniu z branżą finansową.
Opowiedz o “kuchni” pracy nad tego typu projektem.
Dość często spotykam się w Holandii z maksymalnie demokratycznym podejściem do pracy. W zespole nie ma frontend czy backend leada, technical manager raczej skupia się na podtrzymaniu dyskusji i znalezieniu kompromisu. Wszystko ma jednak swoje granice, w myśl cytatu z Alternatyw 4: “Wybory podejmiemy w sposób demokratyczny, oczywiście jeżeli będą zgodne z naszymi oczekiwaniami”.
Inna czysto holenderska sprawa to popularność pracy na część etatu oraz dojeżdżania do pracy pociągiem z okolicznych miejscowości (z wielkim rozczarowaniem odkryłem, że to nie tylko w Polsce pociągi czasami nie jeżdżą). Przekłada się to czasami na wyzwania komunikacyjne, ale daje też duże poczucie bezpieczeństwa w życiu prywatnym.
Od strony frontendu jest dużo pracy związanej z dotykiem oraz wyświetlaniem wysokiej jakości mediów na różnych ekranach. Różnicą w stosunku do moich poprzednich projektów jest mniejsza rola analityki biznesowej i skrupulatnego planowania.
Firma pomogła zaaklimatyzować się w nowym miejscu?
Holandia już od dawna przyciąga zagranicznych pracowników, także relokacja poszła bardzo sprawnie. Kilka dni przed moim wyjazdem dwóch pracowników firmy relokacyjnej przyjechało zapakować całe moje mieszkanie. Przez pierwszy miesiąc mieszkałem w hotelu opłaconym przez PVH, wtedy też szukałem mieszkania (z pośrednikiem również zapewnionym przez PVH). W tym czasie mój dobytek czekał w magazynie w Rotterdamie, a gdy w końcu odebrałem klucze wszystkie kartony przyjechały do mojego nowego mieszkania.
Warto także wspomnieć, że w wykwalifikowani migranci mogą (przy spełnieniu warunków dotyczących m. in. wykształcenia, dochodu i uprzedniego niemieszkania w Holandii) liczyć na aż 30% ulgę podatkową przez 5 lat od przeprowadzki. PVH wystapiło o tę ulgę w moim imieniu.
Jak wygląda tamtejszy rynek pracy w IT?
Jest dużo pracy w logistyce (Rotterdam to największy port w Europie), oprócz tego sporo korporacji ma tu globalne lub europejskie siedziby (TomTom, Booking, Nike, Adidas, Philips, Heineken, Shell…) przez co jest dużo opcji nawet dla programistów nie znających niderlandzkiego. Ze znajomością lokalnego języka otwierają się możliwości pracy w niderlandzkich instytucjach finansowych.
Jak firma dba o Twój rozwój?
Ze względu na to, że Hatch w ciągu ostatnich kilku miesięcy wykluwał się jako osobna, niezależna od struktur PVH, organizacja model rozwoju również przechodzi zmiany. W międzyczasie otrzymujemy wejściówki na konferencje (jest ich trochę w Amsterdamie) oraz indywidualne wsparcie w rozwoju.
Na czym polega to indywidualne wsparcie w rozwoju? Czego Twoim zdaniem programista potrzebuje od pracodawcy?
Myślę, że dość podobnie jak w innych firmach. Na początku określasz co Cię interesuje. Im bliżej jest to działalności firmy, Twojej pracy bądź projektu tym większa szansa na zagospodarowanie czasu czy budżetu. Moje aktualne, osobiste cele nie są mocno powiązane z DS (oprócz tego, że chciałem nauczyć się szyć, i o czym zupełnie zapomniałam) dlatego w dużej mierze odbywa się to na zasadzie regularnego informowania przełożonego o moich postępach i wskazaniu ewentualnych zasobów w zasięgu PVH, które mogłyby mi się przydać.
Spotkałeś się z sytuacją, w której firma nie troszczyła się o rozwój programistów?
Nigdy. Z nawet najbardziej bezdusznego punktu widzenia programista przynosi duże pieniądze pracodawcy i im więcej umie, tym więcej pieniędzy przyniesie firmie. Nie spodziewałbym się jednak, żeby to była bardzo duża przeszkoda w dobie bezpłatnych kursów online i grup wsparcia w praktycznie każdej dziedzinie.
Opowiedz o najdłużej rozwijanym projekcie, nad którym pracowałeś.
Chyba to właśnie DS! Dużo się zmieniło przez ten niecały rok. Odnoszę wrażenie, że jeszcze kilka miesięcy brak fizycznych próbek w showroomie był czymś niecodziennym. Wszystko zmieniło się z dnia na dzień, gdy produkcja w Chinach ustała, logistyka zamarła a showroomy zostały zamknięte.
Dzięki dość szybkiej zmianie w produkcie byliśmy w stanie zaoferować w pełni zdalną sprzedaż nowej kolekcji. Ciągle eksperymentujemy z DS by stworzyć narzędzie, które pozwoli na ciągłość działania procesów biznesowych w modzie bez względu na zewnętrzne okoliczności.
Co dziś zmieniłbyś w swojej ścieżce kariery? Co mogłoby ją przyspieszyć?
Mam wrażenie, że moja ścieżka była trochę szybsza niż przeciętna. Przez długi czas zastanawiałem się, czy może studia informatyczne zamiast kulturoznawczych by coś zmieniły. Z pewnością zdobyłbym bardziej kierunkową wiedzę, ale z perspektywy lat — i po poznaniu wielu programistów z różnymi przeszłościami — myślę, że bardziej w pracy programisty przydałyby się… studia lingwistyczne. Nie ma chyba drugiej takiej branży, gdzie biegła znajomość kilku języków obcych przekłada się na aż tyle nowych możliwości, szczególnie w Unii Europejskiej.
Kombinacja angielskiego, niemieckiego i np. francuskiego pozwala na praktycznie nieograniczone możliwości zawodowe, także w Polsce, gdzie działa sporo software house’ów pracujących dla zagranicznych klientów.
Jaki masz plan na siebie? Czym chciałbyś zajmować przez najbliższe pięć lat?
Od jakiegoś czasu interesuję się chmurą, bo znacznie upraszcza backend i deploy, oraz data science. Nie wiem jeszcze, co wyjdzie z tego połączenia za 5 lat, ale wydaje mi się możliwości oferowane przez ML będą znajdowały coraz więcej zastosowań. Widzę data science jako połączenie matematyki, programowania i chmury co daje pewną strukturę jeżeli chodzi rozwój.
Pytanie na koniec o coś, co dotyczy zarówno pracy, jak i życia prywatnego. Jak Holandia zareagowała na koronawirusa?
Początkowo z ociąganiem, ale po pewnym czasie przyszły restrykcje. Nie były one tak drastyczne jak w Polsce, kara za złamanie zakazów wynosiła maksymalnie 400 euro i duża ich część została zaskarżona, co jest zupełnie nieporównywalne do maksymalnie 10 000 zł za nieuzasadnione wyjście z domu bez możliwości odwołania.
Kiedy w okresie ścisłego lockdownu odwiedził mnie kolega z Utrechtu (przyjechał na rowerze, w Holandii premier chyba prędzej by się podał do dymisji niż zabronił ludziom jeździć na rowerze). Powiedział, że centrum Amsterdamu jest pełne ludzi w porównaniu do Utrechtu. I rzeczywiście, sam widziałem jak mieszkańcy wynoszą stoły i krzesła na puste ulice przy kanałach, żeby posiedzieć na świeżym powietrzu.
Sam tryb działaniu rządu był też inny, raz w tygodniu (a później raz na 2-3 tygodnie) była konferencja prasowa, gdzie rząd ogłaszał nowe regulacje. Słuchając doniesień z Polski miałem wrażenie, że prawo zmienia się codziennie, czasami działa wstecz i członkowie rządu ogłaszają sprzeczne wymagania.
Najbardziej jaskrawą różnicą było podejście władzy do regulacji, które sama ogłasza. W okresie, kiedy w Polsce nie można było wychodzić na ulicę bez ważnej przyczyny, polscy politycy pojechali limuzynami na cmentarz. Miesiąc później matka Marka Ruttego (premiera Holandii) umarła w ośrodku dla starszych osób. Premier nie odwiedził jej przed śmiercią, ponieważ regulacje zabraniały wizyt w tego typu miejscach.
Jarosław Rewers. Kulturoznawca i frontendowiec. Związany głównie z transformacją cyfrową w branży finansowej, brał także udział w projektach związanych z IoT, chmurami, data science oraz szkoleniem programistów. Od lata 2019 współtworzy Digital Showroom w Amsterdamie.