Na kursie nie nauczysz się tego, jak zostać programistą z pensją 15k
W Internecie znajdziemy wiele kursów programistycznych, które oferują multum kierunków i jeszcze więcej poziomów. Ich autorzy obiecują, że dzięki nim zostaniemy programistami. Wystarczy tylko zainwestować te 4~6 tys. zł, które szybko się zwrócą, gdy niebawem zaczniemy zarabiać 15 tys. zł miesięcznie. Ale tak się nie stanie.
Mariusz Walczak. Tech lead w Softfin. Absolwent Warszawskiej Wyższej Szkoły Informatycznej. Pasjonat inżynierii oprogramowania, swoje aplikacje tworzy w PHP i językach opartych na ES6/7. Prywatnie miłośnik futrzanych czworonogów, oraz winiarstwa i nalewkarstwa. Wszystkie jego teksty znajdziecie pod tym adresem.
Spis treści
Programista 15K
Denerwuje mnie postrzeganie programistów jako #programista15k. Po pierwsze, 15 tys. zł miesięcznie zarabiają nieliczni, Ci najzdolniejsi. Po drugie, żeby dorosnąć do tego 15k trzeba przyswoić sporo wiedzy i nabyć wielu umiejętności. Jednym słowem nie jest to łatwa sprawa.
Na domiar złego coraz częściej widzę artykuły w stylu, „pracy jest w brud, każdy może zarabiać 15 tys. zł”, lub „wczoraj biegał z karabinem, a dziś ma dobrą i stabilną pracę”. Brzmi to jak durne reklamy brzmiące “znalazł prosty sposób na zarabianie 10 tys. złotych miesięcznie”, czyli jak jedna wielka ściema.
Moja historia drogi do 15K
Jestem #programistą15k, ale żeby osiągnąć ten poziom ukończyłem dwie specjalizacje na uczelni technicznej. Jedna to inżynieria oprogramowania, druga to inżynieria baz danych i zarządzania zasobami ludzkimi. Na studiach byłem uważany za jednego z lepszych technicznie studentów, choć wszyscy wiemy, że programy na zaliczenie są rzadko sprawdzane. Na studiach łapałem zlecenia, a gdy na ostatnim roku zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną — przeszedłem ją śpiewająco. Pytali mnie, czym jest klasa, relacja, istota b-drzew w bazach danych i o wiele innych tego typu prostych rzeczy.
Pierwszego dnia w pracy dostałem zadanie, przez które zwątpiłem w siebie — co było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Nagle okazało się, że nie potrafię dobrze napisać podstawowych elementów, że mój kod tak naprawdę jest tragiczny, bez sensu, źle nazywam metody, jeszcze gorzej zmienne, nie dbam o architekturę, w zasadzie nie wiem, co to architektura i nie wiem co to programowanie. Przypominam, że mówił to człowiek po studiach, które skończył ze średnią w okolicy 4,6.
W mojej pierwszej pracy dostawałem 2,5 tys. zł na rękę. Znajomi się ze mnie śmiali. Mówili: „zobacz, dostałem 4 tys., a ja 6, a Ty? Szkoda gadać”. Zobaczyłem jednak, że w przeciwieństwie do nich pracuję nad dużym projektem, mam szefa, który wie, że nic nie wiem, że moja wiedza po studiach jest beznadziejna, jak na studenta dobra, ale jak na programistę niewystarczająca. Mimo to, dzięki temu wynagrodzeniu mogłem spokojnie uczyć się na konkretnym przykładzie jak należy programować. Mój szef był moim pierwszym mentorem. Nauczył mnie podstaw, z czasem zacząłem wyrabiać sobie własną opinię, mój warsztat mocno się poprawił.
Po trzech latach pracy, kilku projektach i kilku szefach później byłem programistą zarabiającym około 8 tys. zł. Takie wynagrodzenie nie wzięło się jednak znikąd. Nie przestawałem się uczyć, czytałem (i nadal to robię) średnio 20~25 książek specjalistycznych rocznie, brałem udział w sympozjach, przeglądałem nowinki techniczne.
Dopiero po siedmiu latach od tamtego wydarzenia, przebiłem wartość, o której mowa: 15K miesięcznie, ale pracuję po 10~12h dziennie, dodatkowo poświęcając jeszcze 6h tygodniowo na naukę. Tak, na naukę, bo ciągle widzę u siebie braki i to bardzo duże. W obecnej chwili, jestem jedyną osobą po studiach, która przebiła wartość 10 tys. zł na fakturze. Pozostali mają mniejszą kwotę, a ciągle pracują i ciągle się starają.
Takie zarobki jak ja otrzymuje 1/20 programistów. Jest to okupowane wieloma wyrzeczeniami oraz ciągłą pracą i doszkalaniem się. Oprócz tego, że sam uczę się, uczę też kilku młodych stażem programistów.
Kursy vs studia
Wracając do tematu. Kursy programowania często trwają 8 tygodni, lub nawet krócej. Dostajecie niby nauczyciela i płacicie za naukę. Mentor pokaże wam kilka zadań i powie czy coś działa. Ogólnie po takim kursie wydaje wam się, że potraficie napisać fajną apkę i teraz możecie wszystko napisać. Nic bardziej mylnego. Na rekrutacjach jak ktoś mówi mi, że zrobił kurs i że coś potrafi, to dostaje szereg pytań, które wgniatają go w ziemię, choć są na poziomie 4/10.
A czego nauczymy się na studiach? Po pierwsze, trwają one cztery lata, z czego przynajmniej 60% czasu poświęca się na nauki techniczne pomocne w pracy. To taki zestaw kursów, jaki może wam się przydać. Dodatkowo macie nieograniczony czas profesorów, którzy mają wiedzę teoretyczną i czasami praktyczną, aby was poprowadzić. Ogólnie jak ktoś chce, to nauczy się bardzo dobrze, jak chce zaliczyć, to tak jak ja dojedzie z oceną 5, ale nic nie będzie umiał.
Mentoring
Na kursach uczycie się programowania na podstawie kilku banalnych przykładów. Moi uczniowie dwa tygodnie takiego kursu robią w godzinę, bo nie biorę za to pieniędzy, więc wymagam, żeby najwięcej pracy zrobili sami. Muszą być przygotowaniu do rozmowy ze mną, każdy projekt, który zadaje, nawet najprostszy, sprawdzam bardzo rygorystycznie. Jeżeli metoda ma niepoprawną nazwę, to nie sprawdzam projektu dalej, oddaję go do poprawy i tyle.
Po dwóch, trzech miesiącach nauki u mnie, wszyscy potrafią napisać te proste apki jak leci. Wiedzą też, że mają przed sobą długą drogę do zostania programistą, ale za to są doskonale przygotowani do pracy jako junior. Różnica między juniorem po moim mentoringu, a studiami czy kursem jest taka, że każdy z nich wie, że jeszcze dużo nauki przed nimi, każdy ma wyryte praktyczne podstawy na wylot.
Różnicę widać od razu na rozmowach kwalifikacyjnych — moi uczniowie znają większość odpowiedzi, bo pytania rekrutacyjne są standardowe. Po drugie, łatwiej odnajdują się w kodzie. Po trzecie, mają w sobie dużo pokory i wiedzą, że dużo pracy przed nimi. Powtarzam to po raz kolejny, bo to podstawa bycia programistą: trzeba ciągle być lepszym.
Money, money, money
Moim zdaniem kursy powstały po to, by dać iluzję na lepszą przyszłość. Są tylko sposobem na zarobienie pieniędzy. Przyjrzyjmy się bliżej firmom organizującym takie kursy: koszt wynajmu mentora to około 10 tys. złotych, koszt waszego kursu to 3 tys. złotych. Jedna z takich firm chwaliła się, że w ciągu dwóch lat przeszkoliła 1000 kursantów. Czyli osiągnęła dochód na poziomie 3 mln złotych, a koszt przeprowadzenia wszystkich kursów wyniósł 240 tys. zł, piękne prawda?
Na kursach nauczycie się niewiele więcej niż korzystając z darmowych samouczków. Prawda, że opieka mentora to coś więcej, ale moim zdaniem lepiej poświęcić czas w internecie i porządnie przejść przez kilka samouczków, co jest tańsze i lepsze. Wiem, że nie zawsze wszystko wyjdzie, że zrobicie wszystko krok po kroku, a u Was i tak nie będzie działać. To frustrujące, ale w prawdziwym życiu programisty tak właśnie jest. Robicie coś milion razy, a milion pierwszy walnie i nie będziecie wiedzieć dlaczego.
Uwierzcie, że 30% mojego czasu w pracy, to zastanawianie się, dlaczego coś nie działa. Dlatego samodzielne przechodzenie przez samouczki będzie Wam przypominać radzenie sobie z problemami, jakie napotkacie w pracy. A w dodatku za to nie zapłacicie nic. Studia dają znacznie więcej, tak jak pisałem, to zestaw kursów, ale znów wszystko tam jest robione, aby jak najwięcej osób zaliczyło egzaminy. Zadania są standardowe i proste, skonstruowane tak, by nie dało się ich źle zrobić.
Syndrom Boga
Zarówno podczas kursów, jak i studiów dostaniecie do zrobienia proste zadania, które nie mają żadnych większych pułapek, czy niuansów. Robienie ich sprawia frajdę. Oto my, początkujący programiści, rozwalamy 50’te zadanie bezbłędnie. Daje to poczucie bycia bogiem. Nie ma zadania jakie mogłoby mnie przerosnąć, ogólnie całe te programowanie jest proste: piszę pięć linijek i coś działa. Tu kliknę, tam coś skrobnę na klawiaturze i rozwiązałem zadanie z KNP (problem plecakowy).
Tacy bogowie uważają się za programistów 15K i tacy idą do pracy, by usłyszeć, że dostaną 3 tys. zł na rękę i status juniora. Szok i niedowierzanie, bo przecież nasz bóg był na 20 rekrutacjach, więc ktoś jeszcze się odezwie. Jednak nikt nie oddzwania, 3 tys. zł to jedyna oferta. Bierze ją, a tam dowiaduje się, że będzie przeklepywał jakieś formularze i pisał testy, czyli to, czego nikt nie chce robić. Nie rozwiązuje żadnego mentalnie trudnego zadania, same banały, przez co czuje się jak na taśmie produkcyjnej.
Zderzenie z rzeczywistością
Nasz kursant widzi to, że nie robi naprawdę nic ważnego dla projektu, nikt nawet go tam nie dopuszcza. Co prawda co jakiś czas proszą go o zrobienie czegoś trudniejszego, ale to wyjątki. W tym momencie nasz kursant pyta: po co mi to było. Miałem pracę, zarabiałem 2500 zł, biegałem po poligonie z karabinem, coś się działo. Teraz siedzę przed komputerem za 500 zł więcej, z czego by tu być musiałem zapłacić 3000 zł. Robię coś co jest bardzo nudne, żmudne, nie ma w tym żadnej radochy.
Życie programisty, to ciężka monotonna praca. Programista z powołania znajduje w tym frajdę, szuka w niej wyzwań, ale to programista, który chce to robić, nie ze względu na pieniądze, ale na to, że jest pasjonatem, lubi ciężką pracę, lubi się umysłowo skatować. Jak dostaje mozolne i nudne zadanie, to bierze łyk kawy i jedzie z tematem. Bycie programistą to jak bycie cukiernikiem. Można produkować bezy i robić bezy. Osoba od produkcji, zasuwa jak taśmiociąg, a osoba, która robi bezy widzi w tym wszystkim magię.
Pieniądze to nie wszystko
W życiu nie ma nic za darmo, nie jest prawdą, że wystarczy poklikać myszką i myk, już jesteśmy bogaczami. Jak we wszystkim trzeba się napracować, aby mieć. Faktem jest, że na rynku pracy brakuje programistów, ale właśnie pasjonatów, bo żołnierz, kucharz, czy nauczyciel z umiejętnością kodowania, jeżeli nie czuje tej pasji, nie będzie dobrym programistą, a zmarnuje tylko swój czas i pieniądze.
Takie osoby nie będą zadowolone z tego, co mają i będą tęsknić do tego, co miały. Pojawi się żal i rozczarowanie. Prawdziwy pasjonat nauczy się wszystkiego sam z Internetu, a jak będzie miał trochę szczęścia, to znajdzie mentora, który dalej go poprowadzi. Jeśli nie będzie miał tego szczęścia, to sam utoruje swoją drogę, choć będzie to trudniejsze.
Zdjęcie główne artykułu pochodzi z burst.shopify.com.