Ta polska firma kupiła filipiński software house i od lat go rozwija
Założyciele createIT współpracowali z klientem z Filipin, który zaproponował im odkupienie software house’u. Jakie mieli obawy przed podjęciem się wyzwania rozwoju firmy na Filipinach? Przede wszystkim bali się, czy tak duża inwestycja – zarówno finansowa, jak i organizacyjna – zwróci się w postaci odpowiednio dużego wzrostu wydajności.
– Czy poradzimy sobie ze sprawnym zorganizowaniem pracy w dwóch strefach czasowych i dwóch różnych kulturach? Czy prowadzenie biznesu w kraju, o którym de facto wiemy tylko tyle, ile kiedyś widzieliśmy na Discovery Channel, jest na pewno rozsądne i bezpieczne? – zastanawiali się Bartosz Borkowski i Aleksander Fredrych, założyciele createIT.
Obawy na szczęście nie przerodziły się w strach. Zespół postanowił podjąć się tego wyzwania i wysłać swoich dwóch najlepszych pracowników na Filipiny, by mogli zarządzać zespołem programistów. Jak praca programisty na Filipinach wygląda od środka? Tego dowiecie się z poniższej rozmowy.
Jak dowiedzieliście się o tym, że pewien software house na Filipinach ma problemy?
Właścicielem tego software house’u był klient, z którym pracowaliśmy przez kilka lat. Między innymi dzięki nam, podniósł wartość swojej firmy, sprzedał ją i przeszedł na wczesną emeryturę. Po parunastu miesiącach spędzonych na różnych egzotycznych wyspach, zaczęło go z powrotem ciągnąć do biznesu. Znalazł niszę na nowy startup w UK, do którego realizacji potrzebował bardzo sprawnego zespołu dostarczającego customowe oprogramowanie. Otworzył więc software house w Cebu na Filipinach, zorganizował kilka osób do administracji, zatrudnił paru programistów i… okazało się, że prowadzenie software house wcale nie jest takie proste!
Jako, że rozstaliśmy się w świetnych relacjach i jesteśmy aktywni w branży IT, klient odezwał się do nas z zapytaniem, czy nie chcemy odkupić tego, co udało mu się zbudować na Filipinach, a raczej – co z tego zostało.
Ze względu na stałe trudności z dostępnością na rynku polskim dobrych programistów, zdecydowaliśmy się działać. Po stosunkowo krótkim, ale intensywnym badaniu rynku programistów i otoczenia biznesowego na Filipinach, postanowiliśmy odkupić software house i wykorzystać do naszych celów. A przy okazji klient zaprosił nas do nowego startupu, który próbował stworzyć.
Na jakim etapie rozwoju była ta firma? Dlaczego właściciel chciał ją sprzedać?
Firma zatrudniała siedem osób. Trzy osoby na stanowiskach administracyjnych oraz czterech programistów. Początkowo tak rozbudowany dział administracji wydawał nam się ogromną przesadą, ale szybko okazało się, że w warunkach filipińskich to konieczność. Potrzebujesz sprawnego działu menedżerskiego do zarządzania sprawami biura, dokumentów i urzędów oraz pracownikami.
Firma miała za sobą kilka projektów realizowanych dla klientów z UK. Wszystkie zakończone porażką. Z punktu widzenia technicznego, brakowało jasno określonego technicznego lidera zespołu, każdy programista specjalizował się w innej technologii (!). Brakowało procedur w zakresie zarządzania kodem, QA, czy nawet zalecanego środowiska deweloperskiego. W dziale sprzedaży brakowało poprawnie przeprowadzonej analizy wymagań klienta, systemu zarządzania projektem i ryzykiem w projekcie, czy przemyślanej komunikacji.
Do tego firma cierpiała na ogromny problem rotacji kadr – świadomie lub nie, programiści byli poddawani ogromnej presji, gdyż w efekcie to na nich spoczywało dowiezienie projektu o niezdefiniowanym zakresie, ale o jasno określonym terminie wykonania, zazwyczaj zbyt krótkim…
Na zdjęciu: godziny szczytu w Cebu, Filipiny – okolice IT Park
Kiedy postanowiliście kupić tę firmę? Jak podejmowaliście decyzję?
Nasz polski software house stale się rozwija, Klienci wracają z nowymi projektami, rąk do pracy w zespole ciągle brakuje. Dodatkowo, w createIT zanim zaangażujemy jakiegokolwiek nowego programistę do większego projektu lub oddelegujemy go na usługi w modelu outsourcingowym, około trzech miesięcy sprawdzamy umiejętności developera w praktyce na mniejszych projektach. Sprawdzamy jakość kodu, pracy i zaangażowania, zostawiamy tylko najlepszych.
Takie podejście ma jedną wadę… Wymaga ciągłego dostępu do wysokiej klasy programistów. Tym samym stale mamy otwarte procesy rekrutacyjne. Jednak wszyscy, którzy działają w branży IT wiedzą, że zatrudnianie idzie mozolnie, na rynku brakuje zbyt wielu programistów.
To właśnie ze względu na ciągłe braki w „zasobach”, zdecydowaliśmy się rozważyć tę propozycję. IT i tzw. usługi BPO to branże uznane za „przyszłość Filipin”. Już teraz mówi się o tym, że ten kraj ma szansę zostać liderem tego rynku. To ze względu na łatwą komunikację – angielski jest tam językiem urzędowym, niezły poziom edukacji (w tym IT) i olbrzymią motywację młodego pokolenia do pracy w tych branżach.
Na Filipinach różnice w zarobkach między branżą IT/BPO a innymi bywają wprost olbrzymie, sprzedawczyni zarabia tam średnio ok. 400 PLN/miesięcznie, podczas gdy 7-8 tys. PLN/miesięcznie dla programisty nie jest niczym nadzwyczajnym. To powoduje, że zaangażowanie młodego pokolenia w naukę programowania jest wprost ogromne.
Jak od strony formalnej wyglądała sprzedaż firmy?
Proces sprzedaży był stosunkowo łatwy. W dużym stopniu przypominał zakup spółki z o.o. w Polsce, tyle że wszystko odbyło się po angielsku. Nowa umowa wspólników, przekazanie udziałów, wprowadzenie naszych menedżerów do zarządu… Ustrój prawny i polityczny Filipin jest w dużej mierze odzwierciedleniem systemu amerykańskiego, więc wszystko jest nam bliższe, niż by się mogło wydawać.
Przy okazji odbyliśmy sporo konsultacji prawnych w Polsce, aby mieć pewność, że nie wpadniemy w dwuznaczne sytuacje prawno-podatkowe przy rozliczaniu działalności filipińskiej firmy. Wiele osób słysząc „Filipiny”, myśli „bananowa republika bez podatków”. No cóż, niestety tak nie jest i warto mieć tę świadomość, jeśli ktoś planuje otworzenie biznesu na Filipinach.
Jak przygotowywaliście się do wyjazdu?
Przed podjęciem ostatecznej decyzji, jako potencjalni przyszli właściciele firmy na Filipinach, chcieliśmy zweryfikować otoczenie biznesowe na miejscu. Stąd przygotowania naszego pierwszego wyjazdu były krótkie – określiliśmy po prostu cele wyjazdu. Chcieliśmy poznać załogę firmy, zrozumieć zasady funkcjonowania biznesu na Filipinach, poznać lokalnych programistów i stawki, sprawdzić poziom usług około-biznesowych (prawników, księgowych etc.). Musieliśmy również upewnić się, że to odpowiednie miejsce pod kątem bezpieczeństwa osobistego i stabilności biznesu.
Szybko okazało się, że wszystkie czynniki wpływające na biznes są do zaakceptowania. Pod jednym warunkiem – na miejscu musimy mieć kompetentny i zaufany top management – Dyrektora Technicznego oraz Project Managera. Julka i Hubert, dwójka naszych najlepszych Team Leaderów, zgodzili się przenieść na Filipiny, z perspektywą zostania tam kilkunastu miesięcy, a przynajmniej do czasu aż nie stworzą i nie ustabilizują się struktury lokalne.
Ich przygotowania do wyjazdu to temat na całkowicie inną rozmowę: od długich pożegnań z rodziną i przyjaciółmi przed wyjazdem w nieznane, przez pozbycie się większości rzeczy w Polsce, do studiowania geografii i zaznaczania na mapie kolejnych miast i krajów, które koniecznie trzeba zwiedzić na drugim końcu świata. Dość powiedzieć, że był to okres przeplatania się ekscytacji i radości, z przerażeniem i rezygnacją.
Jakie były Wasze największe obawy przed podjęciem się wyzwania rozwoju filipińskiego software house’u?
Przede wszystkim obawa, czy tak duża inwestycja – zarówno finansowa jak i organizacyjna – zwróci się w postaci odpowiednio dużego wzrostu wydajności. Czy poradzimy sobie ze sprawnym zorganizowaniem pracy w dwóch strefach czasowych i dwóch różnych kulturach, czy prowadzenie biznesu w kraju, o którym de facto wiemy tylko tyle, ile kiedyś widzieliśmy na Discovery Channel, jest na pewno rozsądne i bezpieczne.
Póki co wszystkie nasze obawy wydają się bezpodstawne. Oczywiście wiele sytuacji jest zaskakujących, jak choćby to, że zakup 6 krzeseł biurowych potrafi zająć około trzech godzin… od momentu wybrania modelu!
Jednak żadna dotychczasowa sytuacja nie była nie do przejścia. Najbardziej pozytywnym zaskoczeniem jest stosunek tamtejszych urzędów do nas jako zagranicznych inwestorów. Choć kraj jest ogromnie zbiurokratyzowany, właściwie na wszystkich szczeblach urzędowych spotykamy się entuzjazmem, że oto inwestor z Europy zechciał skorzystać z potencjału filipińskiego rynku pracy.
Na zdjęciu: biuro createIT w Cebu
Jakie zasady pracy panują na Filipinach?
Jak wspomniałem, całe filipińskie prawo, łącznie z prawem pracy, bazuje na amerykańskim, stąd wiele elementów jest dla nas całkowicie intuicyjnych. Są natomiast pewne lokalne modyfikacje, które były dla nas zaskoczeniem. Przykładowo, liczba dni ustawowo wolnych od pracy. O ile w Stanach jest to liczba zmierzająca do zera, w Polsce lubujemy się w świętowaniu przy grillu i szukamy do tego kolejnych okazji, o tyle na Filipinach chyba każdy prezydent, rząd i samorząd za punkt honoru postawił sobie wprowadzanie nowych dni wolnych od pracy. Tylko przez ostatnie pół roku wprowadzono dwa nowe święta narodowe, oczywiście wiążące się z dniem wolnym od pracy, a całkowita liczba dni wolnych wynosi już 24.
Realia rynku są natomiast takie, że Filipińczycy są przyzwyczajeni do pracy w BPO i często ich grafik pracy – zarówno jeśli chodzi o godziny pracy, jak i dni wolne od pracy jest całkowicie dostosowany do kraju, dla którego świadczą usługi. Nie jest tam niczym nadzwyczajnym zobaczyć grupkę pracowników korporacji, wychodzących z pracy w święto o godzinie 23:00, bo pracują z Europą.
Stosunki w pracy są wysoko sformalizowane, np. w celu wprowadzenia przerwy na lunch musieliśmy sporządzić formalną „notatkę służbową” z informacją, że przerwa lunchowa zaczyna się o godzinie 18, kończy o 19. (Nasz zespół pracuje w przesuniętych godzinach, aby dopasować się do czasu pracy createIT w Polsce). Nasze przyzwyczajenia rodem z polskiej branży IT – firmowa pizza od czasu do czasu, zwracanie się do siebie per „you”, nie „Sir”, brak krzyku w codziennej pracy – to wszystko dla Filipińczyków jest bardzo egzotyczne.
Uczymy się siebie nawzajem. Wydają się doceniać nasz „egzotyczny sposób zarządzania”. Na Filipinach ustawowo jest wymagane wypłacanie „trzynastek” wszystkim pracownikom, niezależnie od stanowiska czy branży oraz obowiązkowe (!) przemówienia właścicieli firmy oraz menedżerów na imprezach firmowych.
W jaki sposób szuka się tam programistów?
Proces rekrutacji właściwie nie różni się od polskiego: bezpośrednio z wykorzystaniem Internetu czy korzystając z pomocy agencji rekrutacyjnych. Panuje również – chyba większa niż w Polsce – skłonność do polecania do pracy znajomych.
Ogromną różnicę dostrzegamy w liczbie spływających CV. Dodatkowo, co nie jest oczywiste, znaczny procent CV reprezentuje osoby o właściwych kwalifikacjach. Jest to nadal rynek, w którym to człowiek szuka pracy, a nie praca człowieka.
Spis treści
Jaki język programowania jest najbardziej popularny na Filipinach?
Nie widzimy dużych różnic w stosunku do tego, co jest popularne w Europie – Java, PHP, .NET, RoR, Python. We front-endzie króluje jQuery, Angular i React, zdarza się NodeJS – w proporcjach bardzo zbliżonych do tych polskich. My pracujemy głównie w PHP, stąd badaliśmy głównie ten wycinek rynku – wydaje się być wystarczająco duży. Mogłoby być więcej programistów z doświadczeniem w Symfony, ale nie jest źle..
Na zdjęciu: filipiński zespół createIT podczas wigilii firmowej w 2017 roku
Czego zazwyczaj brakuje filipińskim programistom do rozwoju?
Obserwujemy, że na Filipinach wiele zagranicznych firm nie dba o rozwój swoich programistów. Na bazie spływających CV widzimy, że wiele osób nauczyło się jakiejś technologii, czy frameworka, w bardzo określonej wersji pracując na małym wycinku procesu produkcyjnego. Latami tkwią w takich zespołach, gdzie nikt nie daje im szansy na rozwój.
Jest to wygodne dla firm, gdy szukają kogoś do wsparcia systemów legacy, ale niekoniecznie korzystne dla programisty. Widzimy też stosunkowo mało osób na rynku, które można by nazwać architektami systemów, czy team leaderami.
Jakie wymagania względem pracodawców mają pracownicy filipińskiego oddziału?
Filipińczycy mają niestety bardzo złe doświadczenia z nieuczciwymi firmami, które bezpośrednio po pojawieniu się na rynku zatrudniają kilkadziesiąt osób, realizują jedno lub kilka zleceń, po czym znikają nie płacąc swoich zobowiązań.
Wyraźnie widać, że od pracodawcy oczekują przede wszystkim stabilności – pensji wypłacanych na czas, uczciwie skonstruowanych umów podpisywanych przed pierwszym dniem pracy, respektowania ich praw wynikających z kodeksu pracy. Niby nic nadzwyczajnego, natomiast tutaj wśród nowych pracowników czuć pewne napięcie w tym obszarze, zdecydowanie większe niż w Polsce – jest dużo mniej zaufania, dużo więcej formalności przy podejmowaniu nowej pracy.
Na Filipinach jest również bardzo mały socjal – publiczna służba zdrowia praktycznie nie istnieje, na emeryturę nie ma co liczyć. Stąd ogromne znaczenie dla Filipińczyków ma fakt zagwarantowania przez pracodawcę dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, w najwyższych możliwych pakietach i u nie byle jakiego dostawcy usług.
W jaki sposób organizujecie pracę całego zespołu?
Na Filipinach mamy dwa zespoły: jeden pracujący przy projektach, głównie w oparciu o Symfony oraz drugi – odpowiedzialny za tworzenie szablonów WordPress na ThemeForest.net. W kompleksowych projektach tworzymy zespoły polsko-filipińskie, które pracują ze sobą tak, jakby wszyscy siedzieli w jednym biurze, z wykorzystaniem Active Collaba do zarządzania ticketami, z jednym wspólnym GitLabem, z Daily’sami przeprowadzanymi przez Skype. Czyli dokładnie tak samo jak w kilku pokojach warszawskiego biura.
Pilnujemy jedynie, aby cała komunikacja była prowadzona po angielsku, co i tak często ma miejsce w projektach prowadzonych w całości z biura w Warszawie. Z kolei w przypadku działu, który zajmuje się tworzeniem skórek na WP (sprzedawanych przez nas później na themeforest.net), produkcja praktycznie w całości odbywa się w Cebu. W Polsce zapadają „jedynie” decyzje dotyczące designu i funkcjonalności kolejnych produkcji, są też implementowane strategicznie ważne zmiany np. we frameworku, tutaj też mamy dwóch doświadczonych deweloperów, którzy stanowią pomoc dla zespołu filipińskiego.
Usługa Body Leasing, tzw. Staff Augmentation, jest natomiast wykonywana całkowicie in-house. Albo na Filipinach, jeśli klient wyoutsourcował developera z zespołu filipińskiego (tu przy wykorzystaniu lokalnej marki www.rentdevelopers.ph) albo w Polsce, jeśli developer miał być z oddziału polskiego.
Na zdjęciu: Biuro createIT – Oakridge Business Park w Cebu
Co warto wiedzieć o filipińskim rynku pracy?
Na pewno jest bardzo atrakcyjny dla osób wywodzących się z Europy czy USA, a mających doświadczenie i kompetencje w obszarze zarządzania, np. team leaderów, czy CTO. Większość firm z europejskimi lub amerykańskimi szuka takich managerów lokalnie na Filipinach, aby mieć w zespole kogoś wywodzącego się z tego samego kręgu kulturowego i o podobnych doświadczeniach.
Firmy filipińskie natomiast chętnie zatrudniają takie osoby, gdyż większość ich usług i produktów skierowana jest właśnie na zachód. Wbrew pozorom wynagrodzenia w IT nie są tutaj wiele niższe niż w Polsce. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie dodatki (trzynastki, świadczenia socjalne, etc.) oraz rozbudowany aparat administracyjny i dział top management niezbędny do prowadzenia firmy lokalnie.
Polskim software house przyglądającym się temu rynkowi polecam postrzegać go raczej jako „rynek z dużą dostępnością programistów” niż „rynek taniej siły roboczej”.
Jakieś słowa na koniec?
Bez dwóch zdań jeszcze dużo nauki przed nami. Mimo że jesteśmy tu jakiś czas, nadal miewamy wrażenie, że niektórych niuansów po prostu nie rozumiemy, szczególnie w obcowaniu z Filipińczykami. Pociesza nas wtedy rozmowa, którą odbyliśmy z pewnym Amerykaninem w Manili: „Byłem żonaty z Filipinką, z którą mam dwudziestoletnią córkę, mieszkam tu ponad 30 lat i od blisko 30 lat prowadzę lokalnie biznes, zatrudniając około 20 Filipińczyków. Dawno zapuściłem tu korzenie i wiem, że zostanę tu do końca życia. Jednak wiem, że nadal nie rozumiem Filipińczyków, czasem mam wrażenie, że oni sami siebie nie rozumieją.”
Odpowiedzi udzielali:
Bartosz Borkowski – współwłaściciel i Dyrektor ds. Sprzedaży software house createIT w Warszawie, Senior Front-End Developer. Senior Web Developer, który po 10 latach programowania objął stanowisko Głównego Analityki Systemowego. Wypełnia lukę między oczekiwaniami biznesowymi a możliwościami developmentu. Zaprojektował i przeprowadził wdrożenia kilkudziesięciu projektów informatycznych dużej skali, skoncentrowanych na znacznej poprawie efektywności firm na całym świecie. Wierzy w wykorzystywanie technologii do realnego usprawnienia biznesu.
Aleksander Fredrych – współwłaściciel i Dyrektor ds. Technicznych software house createIT w Warszawie, starszy programista PHP Symfony, Główny Architekt Systemów. Architekt systemów z 15-letnim doświadczeniem handlowym. Żywi szczególne uczucia do PHP i Symfony. W swojej karierze zaprojektował, opracował i wprowadził praktycznie każdy rodzaj systemu lub rozwiązania opartego o Web, od CRM, przez narzędzia raportowania, po oparte na chmurze systemy ERP. Entuzjasta najnowocześniejszych technologii i prawdziwy technokrata.
Od kilkunastu lat wspólnie prowadzą 50-osobowy software house createIT w Warszawie, specjalizujący się w tworzeniu aplikacji i systemów internetowych i intranetowych oraz stron internetowych dopasowanych do indywidualnych wymagań i specyfiki środowiska pracy Klienta. Firmie zaufali między innymi: PKO BP, ADP Polska, Piotr i Paweł, ADP Swiss, T-Systems Polska, KönigStahl, Löwen Play, Frontline Solutions Ltd, Avas Flowers International, Cloud Technologies, top concepts GMBH, International Dairy Federation, Fundacja WalkFree, i wielu innych.
*W 2011 roku firma przeszła rebranding z WebColon.com