Rzucił pracę programisty i poszedł na swoje. Wywiad z Bartoszem Jurgą
– Czy po 1,5 roku pracy na dwa etaty rzucić programowanie całkiem czy przejść na ½ etatu, gdy jeszcze firma przynosi dużo mniejsze dochody niż praca w IT? – to jedno z pytań, które zadał sobie Bartosz Jurga, jeszcze gdy pracował jako Frontend Developer.
Wybrał opcję pierwszą i w 100% poświęcił się produkcji i sprzedaży kiszonek. Dziś prowadzi sklep Kiszone Specjały. Nam opowiedział o drodze, którą przeszedł od frontend developera do właściciela małego e-commerce’u.
Spis treści
Opisz proszę moment, w którym zdecydowałeś, że praca Frontend Developera to dla Ciebie za mało.
Pamiętam, że po pierwszych miesiącach pierwszej pracy jako dev w Nokii zaczepiałem kolegów, lepszych programistów czy są otwarci, żeby zrobić ze mną projekt po godzinach. Wtedy chodziła mi po głowie jakaś apka dla trenerów personalnych. Tego projektu w końcu nie rozpoczęliśmy, ale po roku poszedłem na podyplomówkę Akademia Startup na wrocławskim Uniwersytecie Ekonomicznym i tam zajęcia prowadzili m.in. przedsiębiorcy, którzy opowiadając o swoich biznesach mocno mnie zainspirowali.
Wtedy zacząłem myśleć intensywnie o założeniu biznesu. De facto z kolegą, którego poznałem na tej podyplomówce, zacząłem pracować nad jednym, ale finalnie go nie uruchomiliśmy. Myślę jednak, że iskra przedsiębiorcy była we mnie od zawsze i zaczynając pracę developera miałem plan, żeby nauczyć się budować aplikacje i w przyszłości opracować własną. Odpowiadając na pytanie – decyzja padła przed rozpoczęciem pracy jako frontend developer.
Zbliża się koniec roku, więc temat podsumowań jest bliski każdemu z nas. Domyślam się, że przed podjęciem decyzji zrobiłeś listę z kolumnami “za odejściem z IT” oraz “przeciw odejściu z IT”. Co znalazło się w tej drugiej kolumnie?
Teraz bym pewnie zrobił taką listę, a wtedy decyzje podejmowałem bardziej spontanicznie i emocjonalnie. Zanim odszedłem budowałem Kiszone Specjały po godzinach pracy programisty i organicznie doszło do momentu, gdy zwyczajnie przestałem mieć czas na obie rzeczy. Trwało to 1,5 roku.
Decyzję podjąłem na zasadzie:
Jarają mnie Kiszone Specjały bardziej niż kodowanie?
Widzę w tym potencjał warty zostawienia IT?
Padło podwójne “tak” i wygrały Kiszone Specjały.
Teraz mogę powiedzieć, że za odejściem były:
- będę sam swoim szefem,
- będę sam wyznaczał zadania, nad którymi pracuję,
- zarobię tyle, ile włożę pracy,
- będę pracował tyle, ile będę chciał i gdzie będę chciał,
- będę miał pełną decyzyjność i odpowiedzialność,
- będę pracował nad projektem, który daje ludziom prawdziwą wartość w postaci produktów, których smak ludzie chwalą i wręcz uzdrawiają ich np. z anemii,
- będę pracował nad zadaniami z wielu obszarów typu marketing, sprzedaż, obsługa klienta, strategia, finanse itd.,
- będę pracował kreatywnie,
- budowa firmy i zdobycie rynku to wyzwanie,
- nie będę musiał kodować cały dzień.
Co było przeciw?
- stracę stabilną, niemałą wypłatę,
- stracę wygodny zawód, którego wartość rośnie i daje wiele perspektyw,
- stracę 4-letnie doświadczenie, które otwiera drogę do wielu firm i do wysokiego wynagrodzenia.
Od czego zacząłeś pracę nad Kiszonymi Specjałami?
Decyzja, że zaczynamy to robić padła przy rodzinnym stole. Produkty były wcześniej, bo tato produkował w swojej poprzedniej firmie. Uznaliśmy, że są najlepsze i brakuje takich na rynku, więc Kiszone Specjały będą pełniły rolę ich dystrybutora przez sklep internetowy, a mama ma czas po godzinach pracy nauczycielki i miejsce w domowym garażu, więc zaaranżujemy go na magazyn, z którego będzie wysyłała paczki. Wtedy mieliśmy 7 produktów.
Zacząłem od przygotowania prostego logotypu w Canvie, założenia fanpage’a na Facebooku (listopad 2019) i wrzucania postów czysto sprzedażowych, że mamy super zdrowe i naturalne kiszonki. Cena taka i taka, zamów u nas pisząc wiadomość na Messengerze. Zdjęcia robione kalkulatorem, z wyglądu produktów śmiejemy się do tej pory i konsternacja czy ludzie będą chcieli zamawiać bez sklepu internetowego ani żadnej bramki płatności, a tu zaskoczenie. Pisali do nas, że czasem nie wyrabiałem z odpisywaniem. Robili przelew na podany przeze mnie numer konta i przysyłali potwierdzenie. My wtedy zaczynaliśmy pakować i wysyłać.
W drugim miesiącu działania zrobiliśmy sprzedaż na ok. 36 000 zł i wtedy uznałem, że robimy sklep internetowy. Czyli na start wystarczył Facebook i pozwolił na przeprowadzenie okresu testowego i zbadanie rynku, co nie było takie głupie, bo mieliśmy kontakt z każdym klientem i mogliśmy zebrać feedback po każdym zamówieniu, żeby się dowiedzieć czy smak jest ok, czy jakość odpowiada, czy przesyłka dotarła w całości, czy zamówi kolejny raz. Odpowiedzi na te pytania pozwoliły nam podjąć decyzję, że test przeszedł bardzo pozytywnie i działamy.
Teraz sytuacja jest nieco inna. Mamy własną produkcję i się rozbudowujemy. Kilkanaście osób na pokładzie. Mamy nowoczesną markę. Prężnie działający sklep internetowy. Dostarczamy do ludzi w całej UE i do sklepów w całej Polsce. Mamy ponad 80 produktów własnych i około 400 od zaprzyjaźnionych producentów. W mediach społecznościowych obserwuje nas łącznie ponad 120 000 osób. Subtelny progres.
Które umiejętności zdobyte w IT przydały się w pracy nad własną firmą?
- umiejętność obsługi Google’a zdecydowanie,
- debugging, czyli szukanie źródła problemu
- przy obecnym sklepie internetowym nie grzebię w kodzie, bo konfiguruję go klikając w CMSie, ale zrozumienie działania systemów informatycznych pomaga w jego obsłudze
- doświadczenie pracy w SCRUMie i generalnie w projektach IT pod kątem zarządzania oraz komunikacji w zespole.
Co dotychczas było największymi wyzwaniami?
Czy po 1,5 roku pracy na dwa etaty rzucić programowanie całkiem czy przejść na ½ etatu, gdy jeszcze firma przynosi dużo mniejsze dochody niż praca w IT? Uznałem, że jeśli się oddam firmie w 100% to lada moment zacznie zarabiać więcej. Finalnie nie trwało to lada moment, ale satysfakcja pracy nad takim projektem i masa pozytywnych opinii od klientów mnie cały czas niosła i niesie.
Logistyka i ceny – nasze produkty są specyficzne, bo są niepasteryzowane i cały czas fermentują, więc słoikom i butelkom zdarza się przeciekać. Dodatkowo są szklane, więc wysyłka kurierem jest problematyczna, także musieliśmy się nauczyć pancernie pakować używając dużo materiałów do pakowania, które nie są tanie. Na początku było dużo strat przez uszkodzone przesyłki.
Dodatkowo, liczyłem na hurtową sprzedaż do sklepów po kilkaset sztuk, a niestety te produkty muszą być przechowywane w lodówce i mają średni termin przydatności do spożycia, przez co sklepy wolą zamawiać mniejsze ilości, bo w lodówkach miejsce mają ograniczone, a niewiele sklepów ma chłodnie na zapleczu, żeby magazynować takie produkty. Potrzebowałem kilka miesięcy, żeby to zrozumieć.
Między innymi przez powyższe pierwsze miesiące lecieliśmy na minusie finansowo. Zależało mi na tym, żeby ceny były niskie i osiągalne dla każdego, ale się okazuje, że składnikiem ceny nie tylko jest cena zakupu/produkcji i podatek. Dochodzi też pakowanie, straty i wiele innych składowych, o których sobie nie zdawałem sprawy i źle wyliczyłem ceny.
Nagrywanie siebie – istniejemy i mamy sprzedaż na dobrym poziomie, dzięki naszym mediom społecznościowym. Był moment, że spadł nam ruch i według mnie to moment, gdy grafiki przestały być atrakcyjne w SM kosztem nagrań. Zbierałem się kilka miesięcy, żeby zacząć nagrywać pogadanki na nasze profile, potem zacząłem nagrywać i robiłem to średnio przez pierwsze miesiące, ale teraz swoją komunikację opieramy na filmikach, gdzie opowiadam o produktach i o zdrowym trybie życie i to nam nakręca sprzedaż, ale też buduje zaufanie i więź z klientem. Padł komentarz nawet raz “Bartka się z jednej strony boję, a z drugiej mu ufam”. Straszyć nikogo nie miałem zamiaru, ale cieszę się, że jest zaufanie 😅
Potrzebowałem sporo czasu, żeby się przełamać do nagrywania, ale myślę, że z tego jestem najbardziej dumny i przynosi to największe efekty. Zaszło nawet kawałek dalej, że od czasu do czasu prowadzę prelekcje w temacie e-commerce albo biznesu w branży spożywczej.
Sprzedaż face2face – wyobraź sobie, że do 17 siedzisz w biurze pełnym introwertyków i w ciszy programujesz od czasu do czasu rozmawiając spokojnie na spotkaniu albo przy kawce. Wyobraź sobie teraz, że o 17:30 masz wejść do sklepu przedstawić ofertę właścicielowi, namówić go, żeby spróbował produktu i najlepiej złożył zamówienie. Przy czym, sklep jest czasem pełen ludzi. Do tego właściciela wpada 5 takich osób jak Ty dziennie. Widzisz, że na półce ma już podobne produkty, a o sprzedaży wiesz tyle, że chodzi o to, żeby klient kupił. To też wymagało dużego przełamania, ale oba ostatnie punkty dały mocny zastrzyk mojej pewności siebie. Dziś dostarczamy produkty do ponad 250 sklepów bez ani jednego przedstawiciela handlowego i bez działu sprzedaży. Daje to satysfakcję.
Na koniec, co byś doradził kolegom i koleżankom z byłej branży, którzy też zastanawiają się nad pracą nad swoim projektem?
Mi przyświecały dwa powiedzenia:
- done is better than perfect
- czasem się nie opłaca, ale warto – J. Walkiewicz
Jeśli masz obawy czy zrezygnować z etatu – najpierw podziałaj po godzinach aż do momentu, gdy będziesz wierzył/a, że to wypali. To duża i trudna zmiana, ale jeśli projekt sprawia Ci satysfakcję to według mnie warto. Nie planuj za dużo. Nie musisz od razu wiedzieć, jak dokładnie to zrobisz. Zrób krok. Potem drugi. Potem kolejny. Zacznij najniższym kosztem, bądź blisko klienta, zbieraj feedback. Na początku nigdy nie jest perfect. Powoli szlifuj usługę/produkt. Nie bierz każdej uwagi klientów/komentatorów do siebie. Znajdź obszary, w których znasz się mniej i poproś o pomoc/konsultację specjalistów.
Pamiętaj, że Twoje własne możliwości kiedyś dosięgną sufitu i wtedy musisz uwolnić swoje moce delegując zadania. Ja dostrzegłem to za późno, ale wtedy spotęgowało to nasz rozwój. Będą kłody pod nogami, będą straty, będą nieprzewidziane sytuacje, będą porażki. Nie pozwól, żeby Cię złamały, tylko potraktuj je jako wyzwania, bo największy fun jest w ich pokonywaniu. Będziesz musiał/a robić rzeczy, których wcześniej nie robiłeś/aś. Nie zawsze będą komfortowe.
Dwa cytaty na koniec:
“You never change your life until you step out of your comfort zone”
“Magia, której szukasz jest w pracy, której unikasz”
Jedz kiszonki i działaj 🙂
Bartosz Jurga. Wcześniej fronted dev, teraz właściciel Kiszonych Specjałów, który stara się wnieść trochę świeżości i kreatywności w Polską branżę spożywczą oraz ewangelizować zdrowy tryb życia. Zamiast dobrze płatnej i wygodnej pracy postawił na projekt, który go jara i sprawia, że budzi się rano z energią do działania, a klientom daje wartość w postaci produktów, które ich uzależniają i uzdrawiają (to ich słowa). Okazało się, że od kodowania bardziej lubi e-commerce, marketing, sprzedaż, biznes i zdrowie.