Informatyczna armia, obligacje wojenne i mentoring w zakresie Javy. Relacja ukraińskiego programisty
Jak mogę pomóc naszemu krajowi? To pytanie zadaje sobie każdy obywatel Ukrainy od 24 lutego. Po tym, jak moja rodzina wyjechała z kraju, a ja zamieszkałem w jednym z zachodnich miast Ukrainy, starałem się wznowić pracę i robić wszystko, co mogę dla naszego narodu. Trzymanie się blisko innych i podtrzymywanie relacji to mój sposób na radzenie sobie ze smutkiem.
Spis treści
Opuszczenie domu
Wyjazd z Kijowa
Moja historia zaczyna się bardzo typowo dla Ukraińców: 24 lutego obudziły nas odgłosy wybuchów. Najpierw nie rozumieliśmy, co się dzieje. Potem zaczęliśmy zastanawiać się, co robić. Przez okno widzieliśmy, jak nasi sąsiedzi wyjeżdżają samochodami, a inni ludzie spieszą do metra z walizkami.
Przez kilka godzin spieraliśmy się z żoną o to, co robić. Ona chciała zostać, a ja chciałem zabrać ją i dzieci z dala od niebezpieczeństwa. W końcu przypomniałem sobie o starym samochodzie, którym nie jeździłem od 6 lat (mały Chery QQ). Nadal stał na parkingu, więc spróbowałem go „reanimować”. Na szczęście udało się. Spakowaliśmy rzeczy do auta i wyjechaliśmy. Był wieczór 24 lutego.
Wygląda to na przygotowanie do wesołej wycieczki… ale nie jest
Byłem zaniepokojony stanem samochodu. Poza jego stanem technicznym niepokoiło mnie to, że nie jeździłem autem od dwóch lat! Wybierałem więc mniejsze drogi (również ze względów bezpieczeństwa). Jechaliśmy przez 15 godzin i widzieliśmy wiele samochodów z przebitymi oponami i poważniejszymi uszkodzeniami. Mieliśmy jednak to szczęście, że nie rozbiliśmy się na drodze i dotarliśmy do wsi w obwodzie czerniowieckim.
Pożegnanie z moimi dziećmi na granicy
Postanowiliśmy, że moja żona i dzieci przekroczą granicę. Najpierw pojechaliśmy na granicę mołdawską, ale włączył się alarm lotniczy, co przestraszyło nas. Odjechaliśmy. Przy drugiej próbie pojechaliśmy na granicę z Rumunią. Była tam duża kolejka (około 5 km) oczekujących samochodów. Zostawiliśmy nasze auto, zabraliśmy dzieci i rzeczy i poszliśmy do przejścia na piechotę. Na granicy pożegnałem się z rodziną, nie wiedząc nawet, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę…
Praca „jak co dzień”
2. marca przyjechaliśmy z bratem do Czerniowiec. Jego rodzina również opuściła Ukrainę. Zarejestrowaliśmy się jako obywatele czasowo przesiedleni, a następnie udaliśmy się do wojskowego biura meldunkowego. Szczerze mówiąc, było to trochę przerażające – nie mieliśmy bowiem żadnego doświadczenia wojskowego. Co by było, gdybyśmy musieli wziąć udział w prawdziwej walce? Powiedziano nam jednak, że wojsko jeszcze nas nie potrzebuje, więc powinniśmy czekać na dalsze instrukcje.
Od tego czasu minęło dwa i pół miesiąca. Jak wygląda moje życie w Czerniowcach? Czasami słyszymy syreny przeciwlotnicze, które sygnalizują, że powinniśmy schować się w schronach. Mieszkamy w prywatnym domu, więc zamiast tego idziemy do pokoju w centrum budynku. Jak wszyscy inni Ukraińcy znamy zasadę „dwóch ścian”: bezpieczniej jest ukryć się w pomieszczeniu oddzielonym od ulicy dwiema ścianami.
Ostatnio rzadziej słyszymy syreny. Poprawiła się również sytuacja w Kijowie, dlatego podjąłem decyzję o powrocie do domu. Wkrótce planuję tam pojechać.
Trudno było pracować jak dawniej. Syreny przeciwlotnicze, ukrywanie się, a także mój stan psychiczny utrudniały bycie produktywnym. Ponadto we znaki daje się tęsknota za żoną i dziećmi. Wysyła mi ich zdjęcia, a ja widzę, jak bardzo urosły od czasu, gdy widziałem je po raz ostatni. Nadal nie wiemy, jak szybko się zobaczymy.
W ciągu pierwszych kilku tygodni po przeprowadzce do Czerniowiec moja wydajność była znacznie niższa niż przed wojną. Moi koledzy z pracy byli w różnych miastach – niektórzy zostali na Ukrainie, a inni wyjechali za granicę. Trudno było skoncentrować się, nie zawsze też łatwo było się z nimi porozumieć. Wszyscy jednak wiedzieliśmy, jak ważne jest utrzymanie firmy na powierzchni: pieniądze oznaczają utrzymanie kraju i naszych rodzin. Dlatego spotkania online odwołaliśmy na czas dwóch pierwszych tygodni, a potem wróciliśmy do normalnego trybu pracy i wznowiliśmy regularne telekonferencje.
Gdy wreszcie zaakceptowałem brutalną rzeczywistość (która mówi wprost: nie wiadomo jak długo będzie trwała ta wojna), moja wydajność zaczęła wzrastać. Nadal czytam wiadomości, ale zachowuję pewien dystans emocjonalny. To pomaga mi radzić sobie z życiem takim, jakie jest teraz.
Wolontariat i mentoring
Oprócz etatowej pracy dołączyłem do „Informatycznej Armii Ukrainy”. Mamy kanał na Telegramie, gdzie codziennie dostajemy instrukcje. Celem tego projektu jest zdejmowanie konkretnych rosyjskich stron internetowych, utrudnianie życia agresorowi i spowalnianie jego gospodarki. Za pomocą samodzielnie napisanej aplikacji przeprowadzam żądania DDOS. Ze statystyk VPN wynika, że wykorzystano już ponad 38 GB ruchu. Trudno powiedzieć, ile to oznacza żądań, ale przypuszczam że co najmniej kilka milionów. Przez pierwsze kilka tygodni w ciągu dnia przełączałem się między pracą a zadaniami armii IT. (Nie mogę tego robić jednocześnie, ponieważ do tych działań potrzebuję różnych VPN-ów). A teraz wykonuję zadania Informatycznej Armii w weekendy.
Myślę też, że jest to bardzo ważne dla wszystkich osób, które nadal pracują na rzecz naszej armii. Przekazałem pewną kwotę pieniędzy na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy, a następnie wykupiłem obligacje wojenne. Nadal płacę wszystkie podatki. Ponadto, na początku wojny pomagałem mojemu przyjacielowi zbierać pieniądze dla Wojsk Obrony Terytorialnej (ochotnicze jednostki wojskowe utworzone w różnych częściach Ukrainy po rozpoczęciu wojny) w Kijowie. Pieniądze były potrzebne na zakup termowizorów i krótkofalówek.
By być bardziej „użytecznym” (i mieć mniejsze poczucie winy z powodu pozostawania w bezpiecznym miejscu), postanowiłem zostać mentorem. Jednym z moich podopiecznych jest osoba, która zabierała mnie do pracy w Kijowie. Uczy się ona języka Java, a o programowaniu (i nie tylko) rozmawiamy kilka razy w tygodniu. Odpowiadam na jego pytania i udzielam wskazówek. Zacząłem też pełnić rolę mentora jego żony.
Dlaczego w takiej sytuacji znajduję czas na mentoring? Chciałem komuś pomóc, a to był mój sposób na osiągnięcie tego celu. Poza tym mentorowanie pomogło mi trochę odwrócić uwagę od wojny. W pierwszych tygodniach ciągle czytałem wiadomości – mój umysł był wypalony, a serce bolało. Na początku trudno było zaakceptować, że coś takiego jak wojna może się wydarzyć. Teraz stało się to już częścią naszej rzeczywistości. Coś się w nas wszystkich zmieniło po wydarzeniach w Buczy i Mariupolu. Mocno przeżyłem, gdy wojska rosyjskie zbombardowały teatr, w którym ukrywały się setki kobiet, dzieci i starszych ludzi. W Mariupolu mieszkali krewni mojej żony. Po ponad miesiącu spędzonym pod rosyjską okupacją udało im się ewakuować do Rosji. Następnie przekroczyli granicę estońską i przez Łotwę, Litwę i Polskę udali się do Kijowa. Trwało to 9 dni. Byli wyczerpani, ponieważ od połowy marca do połowy kwietnia nie mieli gazu, prądu, prawie żadnej wody ani jedzenia.
Nie wiemy, kiedy wojna się skończy. Czekamy jednak na pozytywne wiadomości i staramy się robić to, co w naszej mocy. Jeśli chcesz przyczynić się do naszego zwycięstwa, możesz przekazać pieniądze na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy za pośrednictwem oficjalnej strony Narodowego Banku Ukrainy: https://bank.gov.ua/en/about/support-the-armed-forces.
Ponadto, moja firma postanowiła pomóc Ukraińcom, którzy stracili pracę, w rozpoczęciu nowej kariery jako programiści Java. Jeśli chcesz pomóc, możesz wnieść swój wkład tutaj: https://landing.codegym.cc/en/donation.