Jak w korporacji wypłynąć na szerokie wody. Historia Piotra Białka
Korporacja to czasem startup, software house, dział R&D i jednostka biznesowa równocześnie. Tutaj znacznie łatwiej manewrować między projektowym „poboczem”, a byciu w centrum uwagi. Dla Piotra Białka, Global Solution Managera & Group Leader w ABB, korporacja jest bezpiecznym portem, dając tym samym perspektywę wszechstronnego rozwoju przy długofalowej współpracy.
Spis treści
Pierwszą pracę w IT znalazłeś jeszcze na studiach. Opowiedz o kontekście, o tym, jak znalazłeś się w ABB.
Sam początek pracy w ABB był dosyć przypadkowy. W ramach studenckich praktyk wakacyjnych podjąłem współpracę z firmą, która wykonywała instalacje teletechniczne. Jedno ze zleceń odbywało się właśnie w krakowskiej siedzibie ABB zajmującej się korporacyjnym R&D. Dzięki temu poznałem to miejsce. Byłem pod dużym wrażeniem, że tak fajne centrum R&D znajduje się akurat w Krakowie. W trakcie instalacji spontanicznie nawiązałem rozmowę z Administratorem IT, który nadzorował naszą pracę. Od słowa do słowa i okazało się, że akurat poszukuje praktykanta na dłuższy okres. Długo się nie zastanawiałem.
Zgłosiłem się do rekrutacji, którą udało mi się przejść pomyślnie. Po krótkim czasie w dziale IT przeniosłem się do działu silników elektrycznych i tam zostałem aż do zakończenia studiów. Ta historia pokazuje, że po pierwsze – w budowaniu kariery, szczególnie na początku, może być sporo przypadku, a po drugie – warto pytać i rozmawiać!
Przez lata pracowałeś w krakowskim oddziale do czasu, gdy w 2013 roku otrzymałeś propozycję wyjazdu do Norwegii. Czym zajmowałeś się w ABB Marines?
Do Oslo przeprowadziłem się w 2013 roku i na pewno była to jedna z większych przygód w moim życiu. Nie tylko dlatego, że rozpocząłem pracę za granicą, co było sprawdzianem z samodzielności, ale też z powodu wszystkich niespodziewanych podróży i zadań, które na mnie czekały. W ABB Marine byłem odpowiedzialny za część operacyjną systemu do satelitarnej diagnostyki dieslowo-elektrycznych systemów napędowych na największych statkach świata (LNG, wycieczkowce, wiertnicze itp). Wsparcie techniczne oraz nadzór odbywały się z biura ABB w Oslo, ale też nierzadko wymagały wizyty na statku.
Z wielu świetnych historii na pewno najbardziej zapamiętam dwa miesiące w stoczni Samsunga na wyspie Geoje w Korei Południowej. Loty helikopterem na platformy wiertnicze na Morzu Północnym oraz liczne niespodziewane wyjazdy, zawsze sprawiały, że wychodziłem ze swojej strefy komfortu, ale też dawały ogromną satysfakcję.
Na pewno sporo osób ciekawi kultura pracy w Norwegii, dlatego pozwól, że o to zapytam: jakie widzisz różnice pracy w polskim oddziale, a jakie w oddziale norweskim?
ABB to globalna firma dlatego wspólne wartości czy kultura pracy są istotne, bez względu na lokalizację. Jednak różnice kulturowe pomiędzy Polską a Norwegią, zwłaszcza że było to kilka lat temu, były dość wyraźne. Niesamowity u Norwegów jest aktywny tryb życia i chęć spędzania czasu wolnego na zewnątrz. Sporo dodatkowych aktywności z zespołem czy integracji miało właśnie taki charakter. To właśnie w Norwegii nauczyłem się powiedzenia, że „nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie”.
Poza takim kulturowo-ludzkim aspektem, jednostka norweska była jednostką biznesową, gdzie każda zatrudniona osoba odpowiadała za dostarczenie specyficznej części projektu pod konkretnego klienta. Kraków natomiast był ukierunkowany na badania i rozwój, przez co kontakt z klientem był mniejszy. W trakcie tych trzech lat spędzonych w ABB Marine, odwiedzałem także inne jednostki w Europie, USA oraz Azji i zawsze byłem pod wrażeniem tego, jak różne to były miejsca. Jestem przekonany, że jednym z ogromnych plusów pracy w korporacji jest właśnie możliwość podróżowania pomiędzy biurami i odkrywanie tej samej firmy z różnych perspektyw.
Twoim zdaniem taki wyjazd do pracy w zagranicznym oddziale pozwala rozwinąć umiejętności? Doradzasz każdemu pracę choć przez kilka miesięcy w zagranicznym oddziale?
Praca w innym oddziale, niekoniecznie zagranicznym, to na pewno coś, co bardzo rozwija. Firmy tak duże jak ABB mają przeróżne jednostki – produkcyjne, serwisowe, R&D czy administracyjne. Jeśli nigdy nie wyjdzie się poza obszar swojego stanowiska, to trudno będzie tak naprawdę zrozumieć firmę, w której się pracuje. Pamiętam kiedy po raz pierwszy zobaczyłem silnik elektryczny produkowany przez ABB wraz z falownikiem średniego napięcia w przepompowni wody morskiej w Ras Laffan. To był ten moment „wow!”, kiedy zdałem sobie sprawę, czym tak naprawdę zajmuje moja firma.
Wyjazdy mają też swoje drugie, mniej atrakcyjne oblicze. Trzeba zaakceptować pewien okres wdrażania się, wyobcowania oraz zrozumienia nowego otoczenia. Nie zawsze jest to łatwe i jeśli nie trafi się na odpowiednie osoby, które chętnie pomogą, to taki wyjazd może okazać się większym wyzwaniem, niż byśmy przypuszczali.
Po blisko trzech latach wróciłeś do Polski i przeniosłeś się do firmy Robert Bosch. Czym zajmowałeś się w tej firmie i dlaczego postanowiłeś zmienić miejsce pracy?
Po 3 latach w Oslo byłem zmęczony nadmiarem wrażeń, tęskniłem za rodziną i przyjaciółmi. Stwierdziłem, że w ABB pracowałem od skończenia studiów i może warto zobaczyć, jak wygląda organizacja oraz kultura pracy w innych firmach. Padło na Roberta Boscha w Warszawie, a dokładnie ich jednostkę zajmującą się Przemysłem 4.0. Moim głównym zadaniem był rozwój kilku rozwiązań usprawniających procesy w fabrykach. Wspominam ten czas bardzo dobrze, szczególnie z powodu nowych technologii, z którymi pracowałem, ludzi, których miałem okazję poznać oraz odkrycia Warszawy na nowo. Jednak kiedy po prawie roku otrzymałem ofertę powrotu do ABB Marine z możliwością pracy z Krakowa, moja chęć powrotu do biznesu morskiego przeważyła. Jest coś niepowtarzalnego, ekscytującego i wyjątkowego w okrętach, statkach i morzu.
Pamiętasz zadanie, projekt, który rozwinął Cię najbardziej?
Myślę, że jednym z najbardziej rozwijających projektów była instalacja i konfiguracja naszego systemu diagnostycznego na statku typu pipelayer w Abu Zabi. To były czasy moich pierwszych wyjazdów. W tę podróż jechałem razem z doświadczonym inżynierem kierującym projektem. Na skutek kilku zbiegów okoliczności i pecha, ostatecznie w Emiratach Arabskich wylądowałem sam i musiałem samodzielnie poprowadzić projekt przez pierwsze dwa dni. To nagłe postawienie mnie w roli głównego inżyniera spowodowało, że musiałem natychmiast zacząć działać i koordynować pracę innych lokalnych inżynierów, mierząc się z problemami logistycznymi, organizacyjnymi oraz technicznymi. Pracowaliśmy potem jeszcze dwa tygodnie i był to chyba mój najtrudniejszy projekt ze wszystkich, jednak satysfakcja z udźwignięcia tych pierwszych kilku dni oraz doprowadzenia instalacji do końca, była niesamowita.
Dziś obejmujesz stanowisko Group Leadera zespołu Marine w Krakowie. Czym praca na tym stanowisku różni się od pracy inżyniera?
Praca inżyniera to przede wszystkim skupienie się na swoich własnych zadaniach i celach w zakresie wykonywanej roli. W tym przypadku kompetencje techniczne są w centrum uwagi, a strategie rozwoju zostawia się zazwyczaj menadżerom. Wejście w rolę Group Leadera to jakby odkrycie całego nowego świata umiejętności miękkich i skomplikowanych relacji międzyludzkich. Nagle jest się odpowiedzialnym za cały zespół, za wspólną pracę i sukces. Group Leader musi cały czas umiejętnie żonglować kompetencjami w zespole i wymaganiami biznesu oraz realizować wizje lokalnych struktur.
W moim przypadku objęcie roli lidera zespołu Marine Digital Service pozwoliło na bliższe związanie się z lokalnym Korporacyjnym Centrum Technologicznym ABB, rozwój zespołu pod kątem dostarczanych usług, zwiększenie atrakcyjności Krakowa jako miejsca do lokowania większych odpowiedzialności biznesowych i rozwoju nowych produktów Marine.
Coraz częściej w mediach społecznościowych poruszany jest wątek umiejętności twardych i miękkich. Na które bardziej zwracasz uwagę? Potrafiłbyś określić, że chętniej zatrudniłbyś kogoś ze świetnymi umiejętnościami twardymi, ale z brakami np. w komunikacji, niż osobę o odwrotnych umiejętnościach?
Nie ma na to pytanie jednej dobrej odpowiedzi. To zależy od stanowiska. W moim zespole są role, które zajmują się bardzo specyficznym oprogramowaniem i ciężko wymagać od kandydata znajomości właśnie tego software’u. Dlatego podczas rekrutacji skupiamy się na bardzo ogólnych umiejętnościach IT oraz na chęci kandydata do nauki nowych rzeczy. Jest też taki moment podczas rozmowy, kiedy opowiadam o naszym biznesie. Jeśli w pewnym momencie zobaczę u kandydata tak zwany „błysk w oku”, to wiem, że to ktoś, kogo tak zainteresował temat, że z dużym zaangażowaniem wejdzie w świat morskiego biznesu.
Są jednak też role, gdzie potrzebujemy bardzo konkretnych umiejętności technicznych. Wtedy pierwszym kryterium naturalnie będą umiejętności twarde. Niemniej, zawsze przy podjęciu ostatecznej decyzji bierzemy pod uwagę obie strony kandydata.
O czym Twoim zdaniem za mało mówi się w kontekście pracy w działach R&D? Twoim zdaniem to popularna ścieżka kariery?
Działy R&D to pewnego rodzaju wolność – wolność tworzenia, możliwość próbowania nowych, ciekawych rozwiązań, testowanie istniejących technologii w innym kontekście. Głównym zadaniem działów R&D jest, jak sama nazwa wskazuje, rozwój i badania. Jest to też podstawa każdej firmy, która myśli o dalszym rozwoju i ekspansji. Bez działów R&D korporacje stoją w miejscu i akceptują technologiczne wymarcie. Jest też jednak druga strona R&D, może nieco bardziej frustrująca: nie każdy projekt zostanie wprowadzony na szeroką skalę, nie każdy pomysł zostanie zaadaptowany przez biznes. Często się mówi, że wiele projektów jest chowanych „do szuflady” i niektórym może to przeszkadzać.
W takim wypadku lepszym kierunkiem rozwoju jest być bliżej biznesu. Wiąże się to z większą odpowiedzialnością, uzależnieniem od sprzedaży i bezpośrednim kontaktem z klientem, ale za to mamy większy wpływ na rozwój produktu i produkcyjne wdrożenia.
Ciekawym rozwiązaniem jest uczestnictwo w projekcie posiadającym część biznesową oraz R&D – takim projektem jest właśnie Marine Digital Services w Krakowie. Jednostka R&D bardzo blisko współpracuje z osobami po stronie biznesu, dzięki czemu projekty są w dużej mierze profilowane pod wymagania rynkowe, wciąż pozostawiając swobodę w doborze technologii i rozwiązań.
Czego Twoim zdaniem brakuje branży? Co mogłoby sprawić, że więcej osób zainteresuje się pracą w R&D?
Myślę, że należałoby trochę „odczarować” branżę R&D, która do tej pory uchodziła za tą spokojną, mało dynamiczną i z dużym progiem wejścia pod względem umiejętności technicznych. Tak naprawdę ilość ról i profilów, które są poszukiwane do projektów R&D, pozwoli każdemu znaleźć coś dla siebie. Dodatkowo, w trakcie poszukiwania pracy warto zwrócić uwagę na sam projekt. Te projekty, które dotyczą branż najbardziej perspektywicznych czy rozwijających się, na pewno będą znacznie prężniejsze, z większym budżetem i większymi możliwościami rozwoju.
Nieraz toczyła się już dyskusja, czy warto swoją drogę w IT zaczynać od pracy w startupie, software housie czy w korporacji. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
Startup, software house i korporacja są jak trójka kumpli – każdy ma inny charakter, ale łączy ich chęć tworzenia i rozwoju biznesu. Startup jest dobry dla osób, które szukają jasnej wizji, jednego celu, pełnego skupienia. Startup bardzo często jest porównywany do rodziny, gdzie każdy członek jest tak samo ważny i widoczny. Software house jest świetnym miejscem na naukę danej technologii czy innej umiejętności. Zespoły są różnorodne pod kątem kompetencji ich członków, dzięki czemu krzywa uczenia się jest bardzo stroma. Tutaj również każdy członek zespołu jest tak samo ważny, jednak nie ma już tak dobrze zdefiniowanego celu oprócz oczywistego – sukcesu finansowego. Wszyscy dążą do tego, czego w danym momencie wymaga klient i są uzależnieni od narzuconej z góry wizji.
Korporacja natomiast może być startupem, software housem, działem R&D i jednostką biznesową równocześnie. Tutaj znacznie łatwiej manewrować między projektowym „poboczem”, a byciu w centrum uwagi. Korporacja daje duże bezpieczeństwo zatrudnienia i perspektywę rozwoju przy długotrwałej współpracy. Korporacja może być tym, czego się w danej chwili potrzebuje i z mojej perspektywy jest to niewątpliwy plus.
Osobiście jestem bardzo zadowolony z historii mojego zatrudnienia. Mimo że w 90% było to ABB, praca w wielu jednostkach oraz różnych profilach (R&D i biznes) powoduje, że mam wrażenie, jakbym pracował przynajmniej w trzech różnych miejscach. Dodatkowo, jeśli po studiach nie ma się jasno sprecyzowanego celu i jeszcze się nie wie, w jakim charakterze chciałoby się pracować, korporacja jest idealna do poznania odpowiedzi na to pytanie.
Piotr Białek. Global Solution Manager & Group Leader w ABB. Urodzony w 1986, studia na AGH. Pracę w ABB zaczął jeszcze jako student w 2008 roku. Jego pierwszą pozycją był Asystent Administratora Sieci w Krakowskim CRC. Po 4 miesiącach przeniósł się do laboratorium silników elektrycznych i tam został już do 2010 roku. W maju 2013 przeniósł się do Norwegii. Miał wtedy 27 lat i na pewno była to jedna z największych jego przygód jaką przeżył. Ciągłe wyjazdy, instalacje systemu na statkach w stoczniach, na morzu, w tranzycie, loty helikopterami, kilka miesięcy w Korei Południowej i budowa nowego centrum operacyjnego w Oslo, to historie, które jeszcze długo będzie opowiadał znajomym i rodzinie.