Własny projekt to droga dobra dla każdego: i juniora, i seniora. Historia Mateusza Bokowego
Czy rozwijanie własnego projektu po godzinach popłaca? Na pewno wymaga poświęcenia, czyli niezliczonych godzin spędzonych przy komputerze po pracy na etacie. Przykład inso.pl, czyli aplikacji do zarządzania przedszkolami i żłobkami, pokazuje, że własny projekt może przerodzić się w prawdziwy biznes. Poznajcie Mateusza, współtwórcę inso.pl, który dziś pełni funkcję Dyrektora ds. technicznych.
Spis treści
Przełomem w Twojej początkowej karierze programisty była praca w AutoCentrum. Pamiętasz zadanie, projekt, które dało Tobie w tym czasie najwięcej wiedzy?
AutoCenturm było drugą firmą, w której pracowałem, wcześniej doświadczenie zdobywałem w agencji interaktywnej. Pracując przy jednym z najpopularniejszych portali motoryzacyjnych miałem okazję przekonać się jak ważna jest optymalizacja i wydajność aplikacji.
Gdy dołączyłem do projektu wyzwań było dużo, największe z nich to przepisanie całego core i wszystkich modułów, rozwijanych od kilku lat, do nowszych technologii. Miało to na celu zwiększenie wydajności i bezpieczeństwa portalu.
Jednym z ciekawszych projektów była wyszukiwarka samochodów, działająca na podstawie “miękkich” kryteriów. Przykładowo, użytkownik określa że szuka samochodu dla rodziny, przeznaczonego w trasę, zależy mu na kosztach utrzymania, bezpieczeństwie oraz zużyciu spalania. Może też określić typ silnika i budżet, a zaawansowane algorytmy biorąc pod uwagę tysiące danych technicznych oraz opinie innych właścicieli pokaże najlepiej pasujące samochody.
W międzyczasie zacząłeś tworzyć własną aplikację typu SaaS. Skąd narodził się pomysł?
Pomysł narodził się już w 2015 roku, kiedy mój znajomy zwrócił się do mnie z prośbą o stworzenie aplikacji, która jego mamie pomoże w rozliczeniu opłat za przedszkole. Było to jednorazowe zlecenie, chociaż już wtedy pojawiły się pierwsze pomysły stworzenia rozwiązania na szerszą skalę, które byłoby dostępne również dla innych.
Dopiero pod koniec 2017 roku odezwałem się ponownie do znajomego i zaproponowałem mu stworzenie aplikacji SaaS, która rozwiąże problemy dyrektorów przedszkoli i żłobków. Razem z Mateuszem zostaliśmy wspólnikami i tak właśnie zrodziło się inso.
Wcześniej na polskim rynku istniały aplikacje do zarządzania przedszkolami? To dobre dla projektu?
Takie systemy istniały, było ich może kilka, jedne bardziej, drugie mniej rozbudowane. Niektóre działały jako aplikacje webowe, jeden lub dwa jako aplikacje mobilne. Nie było rozwiązania uniwersalnego, dostępnego zarówno przez aplikację, jak i z poziomu komputera.
Nie oglądaliśmy się i do dzisiaj nie oglądamy na konkurencje. Od samego początku, znając potrzeby mamy Mateusza – dyrektorki przedszkola, stworzyliśmy aplikację w oparciu o realne potrzeby użytkowników.
Jak zorganizowaliście sobie pracę? Ile czasu poświęcałeś na projekt?
Wyjdzie, że jestem pracoholikiem, ale średnio tygodniowo przeznaczałem około 20-30 godzin na rozwój aplikacji, cały czas pracując na etacie. Podobnie mój wspólnik. Rozpoczęliśmy od tworzenia podstawowych modułów, stopniowo dodając kolejne. Wszystko robiliśmy sami, łącznie z warstwą graficzną.
Czego w tamtym czasie potrzebowaliście najbardziej, by projekt jak najszybciej ujrzał światło dzienne?
Wtedy wydawało nam się, że jedyne czego nam potrzeba do więcej czasu, aby ukończyć wszystkie funkcjonalności. Nie znaliśmy jeszcze wtedy określenia MVP, chcieliśmy wypuścić produkt, który będzie idealny. Podjęliśmy jednak decyzję, że w końcu aplikacji ktoś musi zacząć używać i trzeba wypuścić ją produkcyjnie.
Co działo się później? W jaki sposób szukaliście zainteresowanych skorzystaniem z MVP?
Pierwsza z aplikacji zaczęła korzystać placówka mamy Mateusza. Jak to bywa na początku, zgłaszała nam błędy, które od razu staraliśmy się eliminować. W międzyczasie uruchomiliśmy stronę internetową opisującą nasze rozwiązanie. Pierwszych klientów zdobywaliśmy głównie z polecenia oraz postów na Facebookowych grupach.
Jakie zmiany wdrożyliście w inso.pl i skąd wzięliście pomysły na nie?
Pomysły cały czas czerpaliśmy i czerpiemy nadal od klientów. Nikt nie zna lepiej problemów do rozwiązania w placówkach niż osoby, które na co dzień się z nimi zderzają. Na naszym backlogu jest kilkaset pomysłów, z czego kilka, które na pewno zrewolucjonizują rynek przedszkoli i żłobków.
Co było przełomem w historii inso?
Przełomowym momentem było zgłoszenie się do nas inwestora. Zewnętrzny kapitał pozwoliłby nam odejść z etatów, w 100% zaangażować się w pracę na aplikację, moglibyśmy zatrudnić pracownika zajmującego się obsługą klientów oraz zwiększyć budżet na kampanie reklamowe.
Współpraca z inwestorem dla wielu wiąże się z obawami. Jakie Wy mieliście obawy i jak je rozwiązaliście?
Główna obawa to przede wszystkim pojawienie się obcej osoby, z którą bardzo blisko trzeba będzie współpracować. Baliśmy się czy po prostu damy radę, czy przyniesiony kapitał będzie wystarczający do odbicia się od dna. Każde dodatkowe finansowanie w przyszłości wiązałoby się ze zmniejszeniem naszych udziałów w spółce.
Teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że ważne są przede wszystkim wspólne cele biznesowe. Wyżej nad wniesione pieniądze postawiłbym wiedzę i know how, które może dać dodatkowa osoba.
Jednym z warunków inwestora było porzucanie przez Was etatów na rzecz projektu?
To był jeden z warunków. Inwestor chciał mieć pewność, że aplikacja będzie rozwijana jeszcze z większym zaangażowaniem i w większym tempie.
Z naszą rezygnacją z etatu wiąże się ciekawa historia. W trakcie rozwoju po godzinach własnej aplikacji zmieniłem pracę na etacie i razem ze wspólnikiem Mateuszem pracowaliśmy w jednej firmie. Mając dopięte na ostatni guzik formalności związane z inwestorem poszliśmy do właścicieli firmy złożyć wypowiedzenie. Szczerze przedstawiliśmy powód naszego odejścia i w dużym skrócie sytuacja w ciągu kilku dni obróciła się w taki sposób, że nasi dotychczasowi szefowie zostali naszymi wspólnikami.
Celowo nie nazywam ich inwestorami, to bardziej aniołowie biznesu, którzy oprócz kapitału dali nam wiedzę oraz wsparcie bardziej doświadczonych kolegów.
Po jakim czasie zatrudniliście pierwszego pracownika? Z czym wiąże się takie zatrudnienie – skąd wiedzieliście, że to odpowiedni moment na zwiększenie zespołu?
Rekrutację uruchomiliśmy zaraz po formalnościach związanych ze zmianą w strukturze właścicieli firmy. Zatrudniliśmy pierwszą osobę, która miała przejąć od nas obsługę klientów. Zdecydowaliśmy się na ten ruch, ponieważ do tej pory obsługa klienta praktycznie nie istniała. Ta robiona przeze mnie i Mateusza sprowadzała się jedynie do odebrania telefonu, gdy ktoś zadzwonił i wysłania maila.
Największą obawą było chyba to, czy znajdziemy odpowiednią osobę, z którą się dogadamy i która zaangażuje tak jak my. Od pierwszej zatrudnionej osoby w firmie dużo też zależy, nam na szczęście udało się i współpraca do dzisiaj wygląda idealnie.
Co zaskoczyło Ciebie w pracy nad własnym projektem po godzinach?
Momentów zaskoczenia było na pewno dużo, raczej więcej pozytywnych niż negatywnych. Pierwszym momentem dużego zaskoczenia było zgłoszenie się do nas inwestora. Byliśmy o tyle zaskoczeni, ponieważ nigdy nie szukaliśmy takiej osoby.
W momencie wypuszczania produkcyjnie naszej aplikacji, myśleliśmy, że zrobienie strony internetowej i jakaś kampania reklamowa wystarczą. Nie planowaliśmy żadnych działań marketingowych, ba, nie wiedzieliśmy nawet czym jest marketing. Niestety, rozczarowaliśmy się, bo nasza aplikacja nie sprzedawała się sama.
Dzisiaj, mamy zupełnie inne zdanie na temat działań marketingowych, nie sprowadzają się one jedynie do kampanii reklamowych czy content marketingu.
Zaskoczyłem się też, jak głęboko trzeba wejść i poznać branżę klienta, aby móc dostarczać oprogramowanie które pomoże mu na co dzień. Dzisiaj moja wiedza na temat funkcjonowania przedszkoli i żłobków, tego wszystkiego co dzieje się od kuchni jest na pewno duża.
Jak uczyłeś się tych wszystkich rzeczy niezwiązanych z programowaniem, ale za to związanych z prowadzeniem własnego projektu?
Ogrom wiedzy na temat sprzedaży i marketingu, czyli kompetencji których nie posiadałem zdobyłem od nowych wspólników. Bez przyniesionej przez nich wiedzy na pewnie nie bylibyśmy teraz w tym miejscu, w którym jesteśmy, cenię to bardziej niż wniesione pieniądze, które oczywiście też były potrzebne.
Uczyłem się również od pracowników. Przez cały czas korzystaliśmy z zewnętrznych firm szkoleniowych, które podniosły kompetencje całego zespołu. Pomocne były książki i wiedza znaleziona w internecie.
Dzisiaj mam dużo szerszy zakres wiedzy niż tylko ta techniczna. Cieszę się, bo gdy przyglądam się działaniom pracowników, z działu sprzedaży, marketingu czy supportu, rozumiem je i wiem jak bardzo są istotne dla funkcjonowania całej firmy. Wytworzony produkt (aplikacja) zeszła gdzieś niżej, jest na pewno ważna, w końcu to core naszego biznesu, ale na pewno nie najważniejsza.
Co dzisiaj zrobiłbyś inaczej – z perspektywy czasu, czyli po blisku trzech latach pracy nad inso.pl?
Na pewno wcześniej opublikowaliśmy wersję MVP naszej aplikacji. To proponuję każdemu, kto rozwija lub zastanawia się nad stworzeniem własnej aplikacji. Rynek musi zweryfikować, czy to nad czym pracowaliśmy ma sens. Nasz pomysł wyszedł od klienta, późniejszego użytkownika aplikacji – to najlepsze rozwiązanie, tworząc aplikacje zawsze mogliśmy ustalić zasady działania poszczególnych funkcji.
Chciałbym być też bliżej klientów. Na samym początku, gdy jeszcze sam odbierałem telefony rozmowy sprowadzały się jedynie do odpowiadania na zadane pytania. Pewnie przeszkodą była moja introwertyczna natura. Z perspektywy czasu widzę, że klienci są skarbnicą wiedzy nie tylko o swoich problemach, ale również całej branży, w której na co dzień pracują.
Naszą rozmową chciałbym zachęcić do pracy nad własnymi projektami, ale też pokazać rzeczywistość. Jakie są zalety, a jakie wady poświęcania pracy po godzinach?
Praca nad własnym projektem w moim przypadku była doświadczeniem, dzięki któremu mogłem poznać nowe technologie, których przy pracy w innym projekcie na etacie nie mógłbym nigdy spróbować. Własny projekt daje nieograniczone możliwości wyboru technologii oraz łączenia ich między sobą. Nierzadko rzuca nam też kolejne wyzwania i problemy, które musimy rozwiązać.
To także dodatkowy czas, który spędzamy na programowaniu. Wcześniej wspominałem, że łącznie pracowałem nawet ponad 12 godzin dziennie, co daje 1,5 etatu. Po dwóch latach takiej pracy, możemy chwalić się 3-letnim doświadczeniem :).
Myślisz, że dla każdego (juniora, mida i seniora) to dobra droga na rozwinięcie się?
To droga wymagająca poświęcenia, mniejszego bądź większego, jednak polecam ją każdemu. To dobra okazja do nauki nowych języków, technologii oraz spróbowania swoich sił we własnym biznesie.
Własna aplikacja to projekt, który wymaga zaangażowania w inne dziedziny, wychodzące poza programowanie. Zaczynamy od pomysłu, który trzeba zweryfikować. W trakcie powstawania produktu możemy już myśleć o jego sprzedaży i poszukiwaniu klientów – to kolejne kompetencje, których – moim zdaniem – warto spróbować. Takie doświadczenie, nawet w dalszej pracy na etacie może pomóc nam łączyć wymagania biznesowe z technicznymi, a to wartość dodana do umiejętności programisty.
Mateusz Bokowy. Założyciel i współwłaściciel inso, systemu CRM dla przedszkoli i żłobków. Senior PHP Developer. Swoją przygodę z programowaniem rozpoczął już w gimnazjum, a po skończeniu technikum informatycznego rozpoczął pierwszą pracę w zawodzie. Rzucił studia, aby rozwijać własny projekt. Fan nowych technologii i aplikacji SaaS.