Bawić się programowaniem. Historia Marcina Milika
Pasja do programowania zawsze była dla Marcina czymś, co napędzało w życiu. Pasja, ale także chęć spełniania marzeń i zamieszkania w Hiszpanii. Udało mu się to ze sobą połączyć, a zaczęło się od zaaplikowania na stanowisko .NET Developera w Barcelonie, odpalenia Skody i ruszenia w podróż. Można by powiedzieć: “If only it was that simple…“, ale w tym przypadku to określenie jest jak najbardziej trafne.
Przedstawiamy historię Marcina Milika, z którym rozmawialiśmy o m.in. o podejmowaniu ryzyka, życiu oraz pracy w Hiszpanii i pracy zdalnej.
Twoja zawodowa przygoda z programowaniem zaczęła się w trakcie studiów. Ale zanim się na niej skupimy, to chciałbym się zapytać: dlaczego wybrałeś ten kierunek?
Wynikało to z fascynacji komputerami od maleńkości, a dokładniej od pierwszego Painta, jakiego zobaczyłem, który mnie po prostu zainteresował. Polegało to na tym, że jak już dostałem pierwszy sprzęt na komunię, to sobie dukałem w komputerze. To jest dość abstrakcyjne dla ludzi niezwiązanych z IT: Na czym polega całe to programowanie? Jak to się dzieje, że to wszystko działa? Ta zwykła ciekawość pchnęła mnie do tego, że gdzieś na końcu podstawówki zacząłem nieśmiało czytać „Symfonię C++”. I to obudziło we mnie ciekawość. Zawsze lubiłem matematykę i logiczne myślenie. Te znaki pchnęły mnie w kierunku tego, żeby pójść właśnie na studia związane z informatyką.
Czyli nie korzystałeś z żadnych kursów, ale można powiedzieć, że jesteś samoukiem?
Kiedy poszedłem na studia, to miałem bardzo podstawową wiedzę w zakresie programowania. Czytałem głównie tę jedną książkę, może jakieś artykuły, nie skupiałem się jakoś szczególnie na dodatkowych rzeczach. Też nie było tak fajnych materiałów, jak są teraz. Mnóstwo wideo, mnóstwo świetnych kursów… Można powiedzieć, że zacząłem sam, a na studiach byli ludzie z większą wiedzą, co pozwalało mi kilku rzeczy od nich się nauczyć. Dali mi taki pressure do zdobycia tej wiedzy.
Od jakiego języka zacząłeś naukę?
To była „Symfonia C++”, więc siłą rzeczy to był C++ właśnie. To też był pierwszy język, którego uczyli nas na studiach, więc miałem fajną kontynuację. Do tego to jest dobry język do uczenia się, bo można dużo rzeczy zrobić samemu. A czasami nawet trzeba.
Programować komercyjnie zacząłeś od stażu. Jak właściwie wtedy do tego podchodziłeś? Czy zaczynając staż, wyobrażałeś sobie, że pracodawca od razu powinien dać ci te słynne 15k na rękę?
Nie myślałem wtedy o tak dużych pieniądzach. Pamiętam, że dużo mniejsze sumy wydawały się dla mnie duże. Wychodziłem z założenia, że chcę się jak najwięcej nauczyć. Moja sytuacja finansowa była też taka, że rodzice pomagali mi na studiach, także mogłem się na nich skupić. A samo pójście na staż było fajną możliwością zobaczenia, jak to wygląda w prawdziwym świecie. W IBM-ie mogłem doświadczyć, jak działa duża, dobrze zorganizowana firma. Jak właściwie wygląda praca, jak wyglądają spotkania. Dużo tam nie zrobiłem ze swojej strony i wiele się nie nauczyłem. Bardziej poznałem, jak zorganizowane są firmy. Taki nowy świat dla studenta. I potem szukałem nowych wyzwań, gdzie mógłbym się jak najwięcej nauczyć. Samo wynagrodzenie nie było główną motywacją. Wydaje mi się nawet, że po dziś dzień tak jest. Bardzo lubię programować i cenię sobie przyjemność, jaką mi to daje. Zawsze staram się stawiać to na pierwszym miejscu.
Czy na podstawie doświadczenia zdobytego przed studiami, w trakcie studiów, jak i też po studiach, byłbyś w stanie podać jakieś wskazówki odnośnie tego, jak przyszli programiści powinni zaplanować swoją karierę?
To trudne pytanie. Co jakiś czas takie dostaję. „Jak właściwie zacząć programować?”. Zawsze polecam, żeby spojrzeć na to z wysokiego poziomu. Z czym to się je, na czym polega np. JavaScript czy nawet prosty HTML i starać się znaleźć to, co nas najbardziej interesuje, co najbardziej nam się podoba. To stało się na tyle duże, że można wejść bardziej od frontendu, bardziej od backendu, czasami może okazać się, że podejdzie temat UX. Wiadomo, tego będzie jeszcze więcej. Zachęcałbym do ogólnego zgłębiania tematu. Starania się znaleźć czegoś, co nas kręci. Większość ludzi, z którymi współpracuję, ewidentnie są pasjonatami. I to dla mnie jest zawsze najprzyjemniejsze, kiedy pracuję z kimś, kto się stara, ponieważ bardzo mu się podoba, jeżeli coś jest dobrze zrobione.
Jak już zacząłeś o tym mówić, to też sobie pomyślałem: czy w takim razie nie boisz się, że w pewnym momencie się wypalisz?
Bardzo często jestem zmęczony programowaniem i myślę sobie: „Ileż to można siedzieć przed tym komputerem?”. Po osiem godzin, a czasami jeszcze staram się czegoś douczyć albo swój jakiś mały projekcik zrobić i oczywiście zdarza mi się, że mam tego dosyć. To wszystko wydaje mi się, że jest przyjemne w jakichś granicach. Wtedy staram się odpocząć i nie robić tego po pracy. Z drugiej strony, zdarzy mi się dzień, w którym praktycznie nie napiszę kodu, albo napiszę go bardzo mało, ponieważ są też spotkania, rozmowy z ludźmi…
To też zależy od tego, co jest aktualnie potrzebne. I czasami może się zdarzyć, że praca wymaga zrobienia ode mnie czegoś, czego aktualnie nie chce mi się za bardzo robić. Wolałbym się wtedy skupić na programowaniu. Albo z drugiej strony, mam dzień, w którym wolałbym porozmawiać z ludźmi, powymieniać się wiedzą, zastanowić się nad jakimś problemem. Zawsze staram się tak to ułożyć, żeby dzień odpowiadał mojemu nastrojowi i możliwościom. Ta praca pozwala na luz i przerwy, w momencie, kiedy człowiek czuje się przemęczony. Tudzież wzięcia nawet dnia wolnego, żeby zachować zdrowy balans i nie przepracowywać się, bo nawet jeżeli coś bardzo lubimy, to może w którymś momencie nas doprowadzać do szału.
Po stażu w IBM-ie skoczyłeś do CISS, tak?
To była praca wakacyjna. Firma zatrudniała ludzi mających tylko drobne pojęcie, jak pisać kod. Dawali szansę studentom, pozwalali im rozwinąć skrzydła i nauczyć się więcej. Pracowaliśmy tam w starszych technologiach, na starszych maszynach, ale zdałem sobie sprawę, że mimo to mogę się poduczyć, zdobyć więcej wiedzy i przekuć ją w doświadczenie w innej firmie. To była inspirująca przygoda.
Wtedy przysiadłem chwilę nad C#, bo na nim wtedy pracowano, no i byłem tam jednym z programistów, od których faktycznie zależał sukces albo klęska projektu. Zdecydowanie napisałem tam więcej kodu niż na stażu w IBM-ie. Ta wakacyjna praca pozwoliła mi obrać kierunek, w jakim chciałbym się powoli zaczynać specjalizować.
Jak sam wspomniałeś, była to okazja dla ciebie, żeby podłapać trochę umiejętności i wykorzystałeś tę szansę.
Tak, tak. Będę szczery. Wiedziałem, że można mieć w tamtym okresie fajniejszą pracę dla studenta, ale dajmy na to dla studenta, który już coś wie, a nie zaczyna typowo od zera. A w takim momencie byłem w trakcie tego stażu i na początku moich studiów.
Czyli to też jest dobre rozwiązanie dla tych wspomnianych wcześniej młodych.
Myślę, że to wszystko zależy od danej osoby. Jedna będzie wolała się sama zmotywować, dużo się nauczy i może też zacząć z tego fajnego wysokiego poziomu. Także sposobów na zdobycie doświadczenia jest dużo, ale wszystko rozchodzi się o motywację. W moim przypadku fajnym pchnięciem było właśnie pójście do pracy, przymus wykonania czegoś. To trochę jak z pójściem do szkoły albo na uczelnię.
Niektórzy zostają świetnymi programistami zupełnie bez studiów. Często nawet lepszymi od tych, którzy spędzili czas na studiach, ale dla pozostałych studia są czymś takim, co ich pcha do przodu. U mnie to była pierwsza praca. Nawet jeżeli nie zostałem tam bardzo długo, każde doświadczenie jest pomocne.
I właśnie to doświadczenie w CISS-ie, pchnęło ciebie do Mobilteku, gdzie przepracowałeś prawie dwa lata. Czymś się tam wtedy zajmowałeś? Czy z racji doświadczenia, które nabyłeś, to traktowano ciebie bardziej jako świeżaka czy osobę doświadczoną?
Myślę, że człowiek sam umiejscawia się w zależności od swojej aktywności w pracy. Wydaje mi się, że byłem tam zdecydowanie jednym z mniej doświadczonych pracowników. Byliśmy tak jakby zaawansowaną bramką SMS. Łączyliśmy się z end pointami od sieci komórkowych i tam odbieraliśmy oraz wysyłaliśmy przez nie SMS-y. Z naszych usług na ten czas korzystały mniejsze i większe firmy czy też banki do wysyłania SMS-ów z kodami do potwierdzenia przelewów. Ponad milion wiadomości dziennie, także, wydajność tego wszystkiego była bardzo ważna i wymagała od nas operowania na żywym organizmie.
W tym przypadku: z wielką mocą, wielka odpowiedzialność. Dużo rzeczy łatwo naprawić i dużo przez przypadek zepsuć. Do tego trafiłem wtedy na świetnych ludzi. Dużo młodych, w podobnej sytuacji do mnie. Zaczynałem z niską wiedzą, ale rozmawiając i pracując z nimi, bardzo polepszyłem swoje umiejętności. Po tych dwóch latach czułem się już na tyle mocny, że mogłem się nazwać programistą.
W jaki sposób ta firma wspierała twój rozwój?
Bardzo ceniłem mojego mentora, Pawła, który był naprawdę doświadczonym programistą. Był tam od początku i to on stworzył projekt. Bardzo przyjemnie się z nim współpracowało i wiele mnie nauczył. Myślę, że to jest podstawa dla początkującego programisty, żeby była możliwość zapytać się o rzeczy, które w późniejszym czasie mogą się wydawać śmieszne. Nie ma złych pytań. I tak właśnie tam było, że nawet jak czasami pytanie wydało mi się głupie, to dostawałem na nie odpowiedź. Ewentualnie dostawałem wskazówki, jak zdobyć wiedzę, której mi brakowało na tamten moment.
Studiowałeś i pracowałeś jednocześnie, w związku z tym pojawiają się dwa pytania: Czy łatwo pogodzić studia z pracą? I czy warto godzić studia z pracą?
Na pierwszym roku trudno jest pogodzić studia z pracą, zwłaszcza dlatego, że jest to nowe doświadczenie. Dużo osób odpadało. Także jeżeli jest tylko możliwość, to polecam skupić się na studiach. Oczywiście znam przypadki ludzi, którzy już na pierwszym roku powyłapywali jakieś pierwsze zlecenia. Czasami nie pozwalało im to skończyć studiów, bo na tyle weszli w ten świat, że stwierdzili, że wolą się skupić na bardziej komercyjnym podejściu i najzwyczajniej w świecie, zarabianiu pieniędzy.
Studia nie uczą tylko teorii, ale ukazują też całościowy obraz. Mimo że czasami faktycznie na studiach trzeba się uczyć rzeczy, które się nie przydadzą.
Fajnie jest mieć całościowy pogląd, ale koniec końców to nauka czegoś przez praktykę jest najefektywniejsza. Wiele rzeczy doceniłem dopiero, idąc do pracy, ale późnej to faktycznie dobrze wiedzieć czym się różni jedno od drugiego. Nawet jeżeli nie pamiętamy wszystkich szczegółów implementacyjnych.
W takim razie przenosimy się do 2017 roku, czyli do Hiszpanii. Jak tam trafiłeś? Byłeś pewnie jednym z niewielu szczęściarzy, którzy z tak krótkim stażem trafili za granicę.
Ciężko jest mi to ocenić, na ile byłem szczęściarzem, a na ile po prostu ludzie nie próbują tego robić, ponieważ było bardzo łatwo. W którymś momencie wraz z dziewczyną zdecydowaliśmy, że chcielibyśmy się przeprowadzić, spróbować życia w jakimś innym kraju. Chcieliśmy poznać trochę świata tak naprawdę i to nami kierowało. Wybór padł na Hiszpanię, bo odwiedzaliśmy znajomych, którzy tam mieszkali i nam się spodobało. Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że to jest też możliwe, że można znaleźć tam pracę w naszych zawodach i zarazem spełniało to nasze oczekiwania odnośnie tego, jaki świat chcieliśmy poznać. Trochę cieplejszy, trochę mieliśmy nadzieję poznać ludzi z innymi temperamentami i zacząłem wysyłać swoje CV.
Wysłałem ich faktycznie dużo. Już nie pamiętam, ale wydaje mi się, że znalazłem 10 firm, w których moje CV zgadzało się z ich wymaganiami. Odezwały się do mnie dwie i miałem dwie rozmowy Skype’owe. No i po tych rozmowach udało mi się dostać ofertę pracy. Kierowałem się zasadą, że moja stawka nie była wygórowana, także to też na pewno pomogło. Ale ja się cieszyłem na tamten moment, bo wiedziałem, że jadę do Hiszpanii.
Czym zajmowałeś się w VisionPlannerze?
To była holenderska firma robiąca oprogramowanie w postaci webowej aplikacji dla księgowych. Księgowy mógł założyć w niej konto, obsługiwać swoje firmy, synchronizować się z innymi większymi oprogramowaniami, generować raporty, a co najważniejsze, w Holandii jest obowiązek składania elektroniczną drogą raportów rocznych z działalności firmy itd. To oprogramowanie było pomocne w tej sprawie. Skupiałem się na rozwoju tej aplikacji.
Miałeś wtedy zapewnioną relokację? Albo jakiekolwiek inne wsparcie przy przeprowadzce?
Nie było tego w ofercie. Wszystko zrobiłem tak naprawdę na swoją własną rękę. Niemniej, mogłem się odezwać w razie jakichkolwiek problemów. Pomogli mi zdobyć numeru NIE, który jest takim odpowiednikiem naszego PESEL-u. Był wymagany, żeby podpisać umowę. A w Hiszpanii wszystkie wizyty w urzędach są jakby problematyczne od strony papierkowo prawnej. Pomogli mi, a resztę zrobiłem przez internet. Znalazłem mieszkanie na początek, wsiedliśmy w Skodę i pojechaliśmy do Hiszpanii.
A jak ogólnie się mieszkało w Barcelonie? Podobno w takiej Grecji czas płynie w zupełnie innym tempie. Ludzie nie przykładają jakiejś szczególnej wagi do terminowości, sklepy otwierają się, o której chcą itd. I jak to jest w tak nasłonecznionym, ciepłym kraju, jak Hiszpania?
Faktycznie jest to swojego rodzaju stereotyp, chociaż jest nim więcej niż ziarenko prawdy. Pracowałem w firmach międzynarodowych, ale wydaje mi się, że to podejście do pracy było inne, zwłaszcza patrząc na serwisy, które otrzymywałem codziennie. Pójście do mechanika czy załatwienie jakiejkolwiek sprawy w mieście. W pracy również dało się to odczuć. Miałem wrażenie, że większy nacisk kładziony jest na to, aby tę pracę wykonywać z przyjemnością. Nawet panie jak kasują w sklepach, to zawsze mają czas, żeby pogadać z osobą kasowaną.
Nigdy się tak nie nastałem w kolejkach jak w Hiszpanii. Ale też ludzie bardziej potrafią w nich stać. Rozmawiają ze sobą i ten czas faktycznie biegnie inaczej. Łapałem się na tym często, że chyba jestem strasznie niecierpliwym człowiekiem, stojąc z zakupami w sklepie. Też był taki żart, że jak ma przyjść do ciebie kurier, to musisz wziąć cały dzień wolnego, bo nie masz pojęcia, kiedy on się właściwie pojawi. Także nie było może aż tak dramatycznej różnicy, jak sobie wyobrażałem, ale faktycznie inna kultura, inne podejście do życia było odczuwalne i też większy luz wisiał w powietrzu.
I jedno z najważniejszych pytań, jakie dzisiaj padnie – czy w ramach benefitów pracowniczych dostawałeś wejściówki na Camp Nou?
Niestety nie. Jeżeli chodzi o bonusy pracownicze, to zauważyliśmy, że coś takiego jak Multisport tam nie istniało. Opieka zdrowotna była prywatna, ale też nie tak popularna jak u nas. Co było ciekawe z takich bonusów, to piwko w lodówce, które można było sobie wziąć do obiadu czy nawet pisania kodu.
Bardziej orzeźwia czy zamula?
Sam tego nie nadużywałem, bo mi nie pomaga się skupić, chyba że to już piątek i mam jakieś bardzo luźne zadanie do zrobienia, jakieś tzw. małpie zadanie, to piwko zdecydowanie pomaga. Ale też to chyba wynika z Hiszpanii. Oni to piwo piją wszędzie i do wszystkiego. Nie upijają się nim, ale piją bardziej jak Włosi wino do obiadu. Także to jest normalne, że to piwo można kupić nawet w piekarni czy każdym innym miejscu i skonsumować je do posiłku.
Trafiamy teraz na to, co było po Visionplannerze, czyli Logify. Jak tam właściwie trafiłeś i czemu w ogóle postanowiłeś zmienić pracę?
Tak naprawdę w tym momencie praca postanowiła zmienić mnie. Nawet nie tyle, że zostałem wyrzucony. Z racji, że była to firma holenderska, to otworzyli swój oddział w Hiszpanii w nadziei znalezienia większej ilości programistów. Firma jak najbardziej się rozwijała, ale zaczynało brakować programistów. Ale od strony zarządzania niestety nie potrafili sobie z tym poradzić. Jak ja dołączyłem do firmy, to był to mały zespół, składający się z około pięciu może siedmiu osób z Holendrami. Także kiedy dwie osoby odeszły z zespołu, Holendrzy wrócili do Holandii to w pewnym momencie była nas trójka.
Ciężko było znaleźć nowych ludzi i firma zdecydowała się przenieść do Indii. Stwierdzili, że będzie tam więcej programistów. Zamknęli działalność, dostaliśmy wypowiedzenie i siłą rzeczy musieliśmy szukać nowej pracy. Trafiło na Logify. Warto wspomnieć, że Barcelona jest bardzo przyjaznym miastem dla startupów. Tak mi się wydaje po ofertach i po tym, co wszyscy mówią. Nie do końca wiem, dlaczego i jakie do końca przepisy to regulują, ale jest tam łatwiej prowadzić ten startup niż w innych miejscach. Także było w czym wybierać, a Logify wydał mi się najciekawszą dostępną opcją.
Tak jak o tym wspomniałeś, to właściwie JustJoin.It wyrósł jako startup, więc od razu sobie pomyślałem, że być może uda mi się w takim razie namówić szefa do tego, żebyśmy się przenieśli do Hiszpanii właśnie. Na pewno byłoby ciekawie.
Ja polecam w 100% (śmiech). Nie wiem, czy go przekonam tym, co powiedziałem, ale mam taką nadzieję.
W takim razie przedstawię mu ten wywiad.
Myślę, że miałoby to sens. Zwłaszcza że czego najbardziej tam brakuje to właśnie naszych polskich startupów.
Czym się zajmujesz w Logify?
Jest to cały czas Backend i .Net oraz C#. Ale jeżeli chodzi o to, co robimy jako firma, to robimy oprogramowanie dla ludzi, którzy chcą wynająć mieszkanie, dom, coś większego w celach wakacyjnych czy turystycznych. I za pomocą naszej platformy można sobie w bardzo łatwo sposób wygenerować wszystko to, co jest potrzebne. Misja tu jest taka, żeby uniezależnić ludzi od bookinga i wszystkich scentralizowanych sieci tego typu. Postarać się im dać moc i możliwości zdobycia tych rezerwacji poprzez własny kanał. A jeżeli chodzi o mnie, to jestem w tym momencie najbardziej skupiony na płatnościach.
I to się wiązało z tym, że wróciliście do Polski?
Dwa i pół roku przemieszkaliśmy w Barcelonie i naprawdę było fajnie. Na szczęście mamy świetną rodzinę i świetnych przyjaciół w Polsce, bardzo często nas odwiedzali i mieliśmy cały czas to połączenie aktywne z krajem. Najzwyczajniej w świecie zaczęliśmy tęsknić. To było coś, co nam przeszkadzało cieszyć się w pełni szczęścia, zamknąć cały rozdział życia w Polsce i przenieść się do Hiszpanii. Stwierdziliśmy, że mimo tego, że bardzo nam się podoba życie w Barcelonie, to jednak bardziej zależy nam na naszych bliskich. Może nieco patetycznie, ale tak było.
Zdecydowaliśmy się zwijać manatki i wracać. Gdy zaproponowałem… A właściwie, gdy oznajmiłem w firmie jakie są nasze plany, to dostałem ofertę pracy zdalnie. Na próbę. Nie byłem do tego przekonany, bo też cenię sobie współpracę face to face, a nie przez kamerę. Powiedzieli, że możemy to zrobić na próbę, że co jakiś czas będę wysyłany do Barcelony w celu dalszej współpracy w zespole, a nie tylko jako osoby, która dostarcza kod. No i nie mając nic do stracenia, podjąłem próbę. Wydaje mi się, że się przeprowadziliśmy w maju tamtego roku, także już ponad pół roku minęło i nie wyobrażam sobie innej pracy niż zdalnej.
Jest to niesamowicie fajne. Przynajmniej sprawdziło się w moim przypadku. Mam możliwość skupić się na tym co robię. Odwiedzam ich co jakiś czas, dalej mamy kontakt. Czy to wirtualnie, czy fizycznie, możemy porozmawiać na tematy niezwiązane z pracą. Jest to normalny kontakt ludzki, a zarazem jest możliwość skupienia się na tym, co chcę zrobić. Ja bardzo lubię się skupiać na jednej rzeczy, nie lubię, jak ktoś mi przeszkadza i odwraca moją uwagę. Łatwiej mi osiągnąć zamierzone cele, pracując z domu. I też mam większą wolność. Mimo że większość czasu spędzam na mieszkaniu, to nadal, gdy mam potrzebę gdzieś się przemieścić i akurat być tego dnia w innym miejscu to nie ma problemu. Nie stoję w korkach… Nie no praca zdalna jest świetna!
Myślę, że wielu programistów chciałoby tak pracować.
Wiem, że to też wynika z tego, jak pracuję. Ludzie pracują inaczej i może to nie jest świetne rozwiązanie dla wszystkich. Ale na pewno jest warte spróbowania, bo jeżeli jest to rozwiązanie dla ciebie, to taka forma pracy zmienia perspektywę na lepsze.
Nie boisz się, że twój dom stanie się twoim biurem?
Obserwuję ten problem. Zastanawiałem się chwilę nad coworkingiem w celu wyeliminowania tego, ale potem wyszła ta wygoda. Ta krótka droga do mojego biura – trzy kroki i człowiek jest w pracy – sprawiła, że coworking odpadł. Czasami coś jest nie tak i faktycznie jak skończę tę pracę, to muszę po prostu wyjść z domu. Nie zawsze, ale dużo częściej wychodzę. To też może jest powiązane z tym, jak żyliśmy w Hiszpanii, bo tamten tryb życia polega na tym, że nie spędza się go w domu. Także nie bunkrując się w domu, wydaje mi się, że dobrze sobie z tym radzę. O ile czasami jestem zmęczony siedzeniem cały czas w jednym miejscu, to znowu staram się je zmienić i popracować z innego. To też daje jakąś tam świeżość. Póki co nie wpadam w tę pułapkę, że jestem cały czas w pracy.
I to też swoją drogą jest bardzo fajna opcja, że możesz w pracy zrobić sobie pranie na przykład.
Tak, tak. I to też jest dla mnie fajna przerwa, bo czasami, kiedy jestem zmęczony po tych X godzinach pracy, to w moim przypadku jest to właśnie wzięcie sobie prysznica itd. Teoretycznie można to zrobić w biurze, bo niby te prysznice tam są, ale w praktyce było mi to zawsze jakoś tak ciężej wykonać, niż będąc w domu.
Ostatnie pytanie, które już poniekąd się przewijało w trakcie. Czy miałbyś jakieś wskazówki dotyczące kariery w IT dla innych młodych ludzi?
Może w takim razie w kontraście do tego, co powiedziałem, chciałbym zachęcić do zabawy. Mianowicie napisać tego swojego pierwszego „hello world”, spróbować napisać jakąś aplikację itd. I nie zrażać się. To jest tak naprawdę to, co zrobiłem. Dostałem całą tę teoretyczną bombę. Z perspektywy czasu, podejście „zabawowe”, polegające na próbowaniu jest bardzo ważne. Nie czekać, nie zastanawiać się, spróbować zainstalować, czy wejść na jakąś webową aplikację do uczenia się kodu i spróbować to zrobić. Także przede wszystkim: działać. Nawet nie składnie, ale iść, próbować coś zrobić, zdobywać tę wiedzę i bawić się programowaniem.
Spróbuj, najwyżej sobie nie poradzisz i wyciągniesz z tego wnioski, żeby następnym razem zrobić to lepiej. To jest taka generalna zasada. Zgłębiać temat, douczać się, czytać niesamowite książki. Ale to w drugiej kolejności, w pierwszej to po prostu działać na wariata. Dopiero potem wszystko sobie systematyzować. U mnie to działa.
Marcin Milik. Programista specjalizujący się w technologi .NET. W 2016 roku ukończył studia magisterskie z wyróżnieniem na kierunku Informatyka na wydziale Matematyki i Informatyki w Krakowie. Aktywny zawodowo od 5 lat. Jego pasją jest programowanie oraz poznawanie świata. Aktualnie mieszka w Krakowie. Ostatnie 2.5 roku pracował w Barcelonie. Urodzony oraz wychowany w Mielcu.