Mimo 10 lat doświadczenia, nadal uczę się nowych rozwiązań. Historia Michała Cholewy
Michał Cholewa pracując dostał propozycję wyjazdu do szwedzkiego oddziału firmy. Początkowo miał pracować za granicą trzy miesiące, firma kilka razy przedłużała ten okres, aż Michał został w niej ponad dwa lata. Po sześciu latach pracy w jednej z największych korporacji, postanowił zmienić pracodawcę. Zamieszkał w Sztokholmie, a dziś opowiedział nam o szwedzkiej kulturze pracy.
Jesteś przykładem programisty, który za sprawą firmy odwiedził oddział mieszczący się za granicą. Na ile miesięcy miałeś wyjechać do Sztokholmu?
Na początku była mowa o dwóch miesiącach, z ewentualną opcją przedłużenia o miesiąc. Razem z dwoma kolegami miałem wspomóc zespół, gdzie dwóch developerów było na urlopie rodzicielskim, a deadline zbliżał się wielkimi krokami. Współpraca ułożyła się jednak tak dobrze, że pozostawiono mnie w teamie również po powrocie pozostałych członków zespołu. Jako, że każdorazowo było to jedynie przedłużanie pobytu o trzy miesiące, z czasem zacząłem rozważać pozostanie na stałe w Szwecji.
Z czym wiązała się przeprowadzka do Szwecji? Pytam o formalności.
Najważniejszą rzeczą było znalezienie mieszkania. Pod tym względem Sztokholm jest bardzo problematyczny – jest to głównie związane z dosyć regulowanym rynkiem mieszkaniowym i niewystarczającą liczbą mieszkań. Znalezienie czegoś w przystępnej cenie i na dłuższy okres graniczy niemal z cudem. Bardzo często można trafić na oferty pokroju wynajem na 2-3 miesiące czy max pół roku. Ericsson oferował mieszkanie od firmy, ale jedynie na okres trzech miesięcy.
Z formalności konieczne jest wyrobienie sobie szwedzkiego peselu tzw. personnummer – bez niego praktycznie nie istniejemy w Szwecji. Prawie wszędzie, gdzie potrzebujemy coś załatwić – bibliotekę, lekarza czy siłownię itp. – jesteśmy proszeni o personnumer. Jeżeli posiadamy podpisaną umowę o pracę jest to dosyć proste. Wystarczy jedna wizyta w Urzędzie Skarbowym.
Jedyne co może sprawić problem, to meldunek – musimy podać swój adres, a wynajmujący mieszkania nie zawsze zgadzają się podpisać umowę bez nadanego personnummer’u. Gdy mamy już nadany pesel pozostaje jedynie wizyta w banku i jesteśmy gotowi do pracy w Szwecji.
Firma zajęła się znalezieniem mieszkania, załatwieniem formalności?
Tak, dostałem mieszkanie na południe od centrum Sztokholmu, w bardzo popularnej dzielnicy Södermalm. Nie było ono jakoś szczególnie duże, ale dobrze wyposażone, ze wszystkimi niezbędnymi sprzętami. Pod tym względem zawsze wszystko było perfekcyjnie dograne – ze względu na dużą liczbę osób, która przyjeżdzała do Sztokholmu, Ericsson wspomagał się firmą obsługującą mieszkania.
Poza tym, nie musiałem nic więcej załatwiać. Po przyjeździe odebrałem nowego firmowego laptopa, wyrobienie access card do budynku zajęło 30 min (wliczając do spacer do punktu, gdzie musiałem zrobić sobie zdjęcie). Podobnie gdy podpisywałem kontrakt o pracę na stałe w Sztokholmie – otrzymałem kopertę ze wszystkimi niezbędnymi dokumentami po szwedzku i angielsku, wraz z kopertą zwrotną.
Wraz z przeprowadzką zmieniła się Twoja pensja i… pracodawca?
Teoretycznie pracodawca się zmienił – wyjeżdżając byłem zatrudniony w Polsce w Ericpolu (obecnie już Ericsson). W Szwecji zostałem bezpośrednio pracownikiem Ericsson. Dla mnie nie była to spora zmiana (poza kolorem access card), gdyż przez ostatnie parę miesięcy posiadałem już wszystkie niezbędne dostępy. Dodatkiem były przywileje pracownicze.
Pensja wzrosła. Po części dlatego, że zostałem zatrudniony na wyższe stanowisko, po części z prostego powodu, że pensje w Szwecji są wyższe (ma to związek z wyższymi kosztami życia). Na co warto zwrócić uwagę to, że zarobki w IT nie odstają tak znacząco od średniej, jak w Polsce. Co cechuje rynek szwedzki to rozróżnienie między employee – bycie zatrudnionym bezpośrednio przez firmę i consultant – praca dla klienta, będąc zatrudnionym przez inną firmę (swoja własna lub inna, specjalizująca się w dostarczaniu wykwalifikowanych pracowników).
Ta druga opcja wiąże się z wyższą pensją, lecz obarczona jest większym ryzykiem zmiany projektowej itp. Obecnie rynek wygląda bardzo dobrze, więc przeważnie nie ma problemów ze znalezieniem projektu. Może się jednak zdarzyć, że trafiamy na “ławkę rezerwowych”, gdzie otrzymujemy część swojej pensji i musimy stawiać się na interview z potencjalnymi klientami. Poza tym mamy czas na własny rozwój.
Jak przebiegała Twoja praca z kolegami ze Sztokholmu?
Od samego początku wszystko układało się bardzo dobrze. Dołączyłem do międzynarodowego teamu, gdzie oprócz dwóch Szwedów pracowałem z Peruwiańczykiem, kolegą z Chin, Iranu oraz Hiszpanii. Dołączyłem do projektu jako dosyć mało doświadczona osoba musiałem na początku sporo się nauczyć. Miałem to szczęście, że wszyscy okazali się niesamowicie pomocni i dzielili się wiedzą. Zawsze mogłem liczyć na wsparcie bardziej doświadczonych kolegów.
Po pięciu miesiącach mojego pobytu dołączyły do nas dwie nowe osoby. Wtedy też sam stałem się ich “mentorem”. Myślę, że fakt iż sam byłem w miarę “świeży” pomógł mi w przekazaniu im tego, co zdołałem się do tej pory nauczyć o projekcie. Szczególnie o dużej ilości wewnętrznych procesów, dokumentów wymaganych do przygotowania itp. Myślę, że Ericsson jest jednym z liderów jeżeli chodzi wewnętrzne know-how.
Uważasz, że pytanie o sposoby rozwiązania danego problemu bezpośrednio w miejscu pracy to najlepsza forma nauki?
NIe wiem czy najlepsza, ale bardzo odpowiada mi pair programming. Myślę, że najwięcej nauczyłem się pracując nad kodem z bardziej doświadczoną osobą. To tak jak z pracą z pull requestami/wspólnym code review, gdzie developer i recenzujący mogą usiąść razem i podzielić się doświadczeniami, przekazać uwagi w nieco bardziej obszernej formie niż tylko komentarze w toolu do review. To dla mnie coś, co pomaga się rozwijać, umożliwia zarówno samodzielne rozwiązanie problemu, jak i stwarza możliwość do nauczenia się czegoś nowego, poznania nowych wzorców, sposób rozwiązania.
Dziś wielu programistów po godzinach podnosi stan swojej wiedzy. W Szwecji to mało popularna metoda?
Wręcz przeciwnie, jest dużo możliwości do rozwoju po godzinach. Meet up’y, hackatony – sporo firm organizuje je w swoich siedzibach, starając się przyciągnąć pasjonatów. Bardzo często połączone jest to z jakąś formą rekrutacji, networkingiem itp. Myślę, że jakby poszukać można znaleźć coś interesującego praktycznie codziennie. Jeżeli tylko ktoś chce się rozwijać myślę, że jest sporo możliwości, gdzie można pogłębiać swoją wiedzę za darmo. Oczywiście mówię o Sztokholmie, ale myślę, że w innych miastach jest podobnie, ale na mniejszą skalę.
Koniecznością była nauka języka szwedzkiego?
Nie. Pracując w IT i tak większość dokumentacji i materiałów jest po angielsku. Pod tym względem Szwecja jest bardzo przyjaznym krajem – po angielsku można dogadać się dosłownie prawie z każdym, niezależnie czy jest to sklep, restauracja czy wizyta u lekarza. Dodatkowo Ericsson jest tak międzynarodowy (oficjalnym językiem firmy jest angielski), że czasami można było nie słyszeć szwedzkiego przez kilka godzin.
Oczywiście, zdarzają się firmy, gdzie wszyscy mówią po szwedzku. Wtedy na pewno znajomość tego języka jest mile widziana. Na pewno pomaga w integracji i spotkaniach poza pracą. Chociaż nawet w tym wypadku większość Szwedów bardzo chętnie przerzuca się na angielski. Dodatkowo w Sztokholmie jest tylu obcokrajowców, że bardzo często angielski jest wspólnym językiem w czasie spotkań po pracy.
Czym cechuje się kultura pracy szwedzkich programistów i nie tylko?
Myślę, że jest to środowisko z dużą ilością procesów i sporym naciskiem na testy. W tym samym czasie dosyć otwarte na nowe technologie – dowodem na to jest ilość startupów pochodząca ze Szwecji. Oczywiście, zależy to od tego jak dojrzały jest produkt, ile ma instalacji itp. – czasami nie można zbyt dużo eksperymentować.
Myślę też, że większość osób jest bardzo zaangażowana w swoją pracę, co nie przeszkadza w zachowaniu balansu pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym. W Szwecji kładzie się na to bardzo duży nacisk i czymś zupełnie normalnym jest wychodzenie wcześniej/przychodzenie później do pracy, bo trzeba było odebrać/odprowadzić dzieci do przedszkola.
To co najbardziej podoba mi się w szwedzkim modelu pracy, to zaufanie i swoboda. Bardzo często firmy nie prowadzą sztywnej ewidencji czasu pracy, jeżeli ktoś potrzebuje coś załatwić, wyjść wcześniej, przeważnie nie ma problemu żeby pracować wieczorami czy w weekendy. Dostęp do biura jest przeważnie 24/7, tak samo jak praca z domu. Wiąże się to też ze wspomnianym zaufaniem. Jeżeli jest coś pilnego do zrobienia, zaplanowanie spotkanie – zakłada się, że każdy jest profesjonalistą i bierze odpowiedzialność za swoją część projektu.
Czego nauczyło Cię doświadczenie pracy za granicą?
Na pewno bardzo dobrym i ciekawym doświadczeniem była codzienna praca z osobami z różnych krajów. Dla mnie najcenniejszą lekcją było to, że do każdego trzeba mieć indywidualne podejście i nie można zakładać, że każdy lubi ten sam tryb pracy. Współpracowałem z kolegą, który lubił przychodzić raczej później do biura, ale nigdy nie było problemów z komunikacją czy statusem zadań. Myślę, że najbardziej cenię sobie właśnie tą umiejętność pracy w zróżnicowanym zespole. W czasie moich pierwszych lat w Szwecji pracowałem w teamie, gdzie doświadczenie zawodowe członków wahało się od trzech miesięcy do 30 lat.
W tym czasie wracałeś do polskiej siedziby Ericsson?
Tak, zdarzało mi się odwiedzić biuro w Krakowie. Pracowałem w projekcie, w którym zespoły były zlokalizowane w Szwecji, Hiszpanii, Polsce i Chinach, co dodatkowo ułatwiało wizytę.
Dlaczego zmieniłeś pracę?
W ostatnim okresie pracy w Ericsson nie miałem za dużo tasków stricte związanych z programowaniem. Większość czasu poświęcałem na koordynację, QA, dokumentację projektową i spotkania. Chciałem też wrócić do Javy, więc zacząłem przeglądać oferty na rynku. Tych było całkiem sporo, uznałem więc, że czas coś zmienić. W tym czasie pracowałem w Ericsson ponad 6 lat.
Na co rekruter zwracał uwagę podczas rozmowy?
Moja rekrutacja przebiegła dość nietypowo, gdyż pierwszy telefon dotyczył stanowiska Team Leadera. Rekruter znalazł mój profil na Linkedln i stwierdził, że wygląda interesująco. Po krótkiej rozmowie, w której wyjaśniłem jakie są moje oczekiwania i czym chciałbym się zajmować, stwierdził, że oferowane stanowisko raczej mi się nie spodoba. Nadmienił jednak, że tydzień później zaczyna poszukiwania na stanowisko Java Developera dla innego klienta, więc odezwie się za jakiś czas.
Druga rozmowa odbyła się po angielsku, rozmawialiśmy głównie na temat tego czym się obecnie zajmuję, co należy do moich obowiązków, jak wygląda moja umiejętność pracy z teamami zlokalizowanymi w różnych krajach itp. Po tym zostałem zaproszony na rozmowę do siedziby firmy, już z bezpośrednio z pracownikami firmy. Pierwszym etapem była rozmowa z Line Managerami, podczas której zaprezentowałem swoją osobę, przedstawiłem plan na to, jak widzę swoja pracę w tej firmie.
Po paru godzinach otrzymałem zadanie techniczne do rozwiązania w domu. Zajęło mi ono parę godzin – była to uproszczona wersja jednej z funkcjonalności głównego produktu firmy. Kolejnym etapem była rozmowa techniczna w siedzibie na temat mojego rozwiązania. Pytania dotyczyły głównie tego, dlaczego takie, a nie inne struktury danych wybrałem, wydajność w przypadku milionów rekordów itp. Ostatnim etapem był krótki test z HRami.
Myślisz, że Twoja kariera potoczyłaby się inaczej, gdybyś nie wyjechał – z polecenia Ericsson – do Sztokholmu?
Szczerze mówiąc, zawsze chciałem spróbować sił za granicą, głównie żeby podszkolić język. Myślę, że okazja z wyjazdem do Sztokholmu prawdę mówiąc uprościła dużo spraw. Nie musiałem przechodzić rekrutacji, ogarniać mieszkania itp. W skrócie – myślę, że wyjechałbym na pewno, ale może nieco później.
Kim chciałbyś być za kilka lat? Gdzie chciałbyś, aby Twoja kariera potoczyła się?
Ciągle uważam, że mam bardzo dużo do nauczenia się jako programista. Myślę, że chciałbym przez jeszcze kilka lat pracować jako developer, może zmienić język (ostatnio coraz bardziej zastanawiam się nad JavaScriptem). No i wspomniany przeze mnie Redis – uważam, że to świetna technologia, wiec chciałbym pracować nad jakimiś projektami, które go wykorzystują. Nie mam konkretnych planów, co będę robił za np. 10 lat. Póki co uważam, że dalej chciałbym pisać kod, ale może się to jeszcze zmienić. W ciągu ostatniego roku dosyć sporo pracowałem z troubleshootingiem i wdrożeniem projektów u klientów. Może kiedyś zajmę się tym full time.
Jak dziś przygotowujesz się do tego, żeby być dobrym programistą za kilka lat?
Myślę, że najważniejsza jest praca w projekcie, który Cię interesuje – wtedy sam będziesz chciał się doszkalać. W przypadku Sztokholmu rynek wygląda naprawdę ciekawie – jest dość sporo firm i startupów, które bardzo często pracują z technologiami, które jeszcze nie są zbyt powszechne na pozostałych rynkach. Stwarza to dobrą okazję, aby być kilka kroków przed kolegami z innych krajów.
Michał Cholewa. Software Engineer w DigitalRoute. W 2010 skończył studia i szukał pierwszej pracy na poważnie. Zaczął w krakowskim Ericpol’u, gdzie przez 4,5 roku pracował głównie jako Software Developer (Java, trochę testów). To były początki pisania prawdziwego kodu. Na początku 2014 dostał propozycję wyjazdu do Sztokholmu (Ericsson) jako wsparcie do teamu (C++). Spodobało mu się i od stycznia 2015 zaczął pracować bezpośrednio dla Ericssona. Tutaj doszło trochę QA i częściowo rola scrum mastera.