Dźwięk jest lepszy od Bluetootha i WiFi. Dzięki niemu szybciej zlokalizujemy przedmioty
– Chcemy być liderami w zakresie mikro i marko lokalizacji. I mamy do tego predyspozycje, ponieważ jako jedyni, wykorzystujemy trzy kanały do wyszukiwania dowolnego przedmiotu: WiFi, Bluetooth i dźwięk. Dzięki wykorzystaniu wspomnianych kanałów, możemy zaoferować najdokładniejszą lokalizację. Dążymy do tego, by znajdować przedmioty szybciej niż konkurencja – mówi Marek Cieśla, CEO Wooleta, inteligentnego portfela, dla którego powstała technologia do odnajdywania zagubionych/skradzionych rzeczy – Lost&Found.
Woolet to inteligentny portfel z wbudowanym lokalizatorem, dzięki któremu aplikacja w smartfonie wie, gdzie się teraz znajduje. Pomysł powstał w celu rozwiązania problemu zapominania zabierania portfela ze sobą wychodząc z domu. Do stałego monitoringu lokalizacji portfela, aplikacja potrzebuje włączonej funkcji Bluetooth, a do odnalezienia go w gąszczu innych przedmiotów – GPS.
Te wszystkie funkcje sprawiają, że bateria w smartfonie szybko się wyczerpuje. Był to główny problem tego typu rozwiązań, z czym musiał się zmierzyć także zespół Wooleta. Najpierw opracował technologię cichych stref, dzięki którym powiadamianie właściciela portfela o tym, że oddalił się od niego na więcej niż sześć metrów, zostało skrócone do trzech komunikatów.
To rozwiązanie pośrednio przyniosło ulgę, ponieważ nadal wyczerpywało baterię użytkownika. Kilkanaście miesięcy temu, twórcy Wooleta wpadli na pomysł, by znajdować zgubiony przedmiot za pomocą fal dźwiękowych. Jak to działa? Tego dowiecie się z poniższej rozmowy.
Spis treści
Cały świat skupia się na sztucznej inteligencji, blockchainie, a Wy stworzyliście inteligentny portfel, którego trudno zgubić. Jak wyglądała historia Wooleta?
Mój wspólnik Teodor wychodząc z domu ciągle zapominał kluczy albo portfela. Pomyśleliśmy, że takich ludzi jak on jest pewnie dużo, dlatego postanowiliśmy stworzyć portfel, którego nie można zgubić.
Mieliście wtedy doświadczenie w produkcji hardware’u?
Nie, znaliśmy się bardziej na oprogramowaniu, więc na bieżąco uczyliśmy się wszystkiego, co związane z hardwarem. Przeszliśmy niesamowicie ciężką drogę do produkcji tego portfela.
Co kilka lat temu dało się stworzyć za pomocą dostępnych rozwiązań technologicznych?
To były czasy, kiedy większość z nas korzystało raczej z Nokii niż ze smartfonów innych producentów. Technologia Bluetooth dopiero wchodziła na rynek i bardzo obciążała baterię, przez co mało kto z niej korzystał. Dopiero wersja „low energy” pokazała, że adaptacja np. portfeli ze światem smartfonów ma szansę zadziałać.
Postanowiliśmy stworzyć pierwszy na świecie portfel, który ma powiadamiać właścicieli, że zapomnieli go ze sobą zabrać. Aplikacja powiadamia o zgubieniu przedmiotu, ale i pokazuje, gdzie się dokładnie znajduje.
Jak wyglądał Wasz pierwszy kontakt z trackerami (lokalizatorami)?
Zacznijmy od tego, że technologia Bluetooth jest fatalna. To najgorsza technologia z jaką się spotkałem: jest niestabilna i zrywa połączenia. Dlatego wszyscy, którzy tworzyli tego typu rozwiązania, porzucili całkowicie element powiadamiania, koncentrując się tylko na trackingu [to odwraca model, bo wtedy zamiast ciągle monitorować, gdzie jest portfel, szukamy go dopiero po tym, jak sami zrozumiemy, że go gdzieś zostawiliśmy — przyp.red.].
Jak ma działać technologia Lost&Found?
Głośniczek w zgubionym przedmiocie emituje niesłyszalny dla ludzkiego ucha dźwięk, a mikrofon w smartfonie go usłyszy i wskaże, gdzie przedmiot się znajduje.
Minęło prawie dwa lata, zanim dopracowaliśmy soft do takiego momentu, w którym można powiedzieć, że działa wystarczająco dobrze. Jeszcze go nie wdrożyliśmy, nadal stale monitorujemy to, gdzie znajduje się przedmiot, ale zrezygnujemy z tego.
Dlaczego?
Jednym z największych problemów stałego monitoringu pozycji przedmiotów jest to, że wymaga ciągłego wykorzystywania i Bluetootha, i GPSu, co mocno obciąża baterię. Dlatego musieliśmy znaleźć inne rozwiązanie. Najpierw stworzyliśmy w ramach Wooleta coś co nazywa się Quiet Zones, polegające na ustawianiu, że po trzeciej wiadomości o zgubieniu portfela, automatycznie usypiane są dalsze powiadomienia. Z jednej strony to dobre rozwiązanie, bo możemy skupić się na przykład na pracy. Ale z drugiej, nadal system sprawdza, gdzie jest ten portfel i wyczerpuje baterię.
Jak ten problem rozwiązaliście?
Wyszliśmy z założenia, że lepiej będzie jak po wyjściu ze strefy ciszy telefon da znać właścicielowi, żeby sprawdził, czy nie zapomniał zabrać ze sobą portfela. Jeśli go zapomniał, aplikacja wskaże, gdzie dokładnie jest.
Wiemy, że lokalizowanie rzeczy jest trudne. Dlatego chcemy być takim drugim GPSem, choć zdajemy sobie sprawę, że nasza sieć, którą budujemy z firmami w Polsce, może osiągnąć tylko około dwóch milionów użytkowników, którzy używają Bluetootha – to są właściciele urządzeń od Yanosika, czy innych aplikacji.
Z drugiej strony wiemy, że to ma swoje słabe strony. Tylko 17% użytkowników posiadających tego typu aplikacje – włącza Bluetootha. Mimo że hipotetycznie mamy 2, 3 miliony użytkowników, to tylko 17% z nich może aktywnie poszukiwać rzeczy za pomocą naszego systemu.
W ramach firmy Woolet i technologii Lost&Found dokładamy do tego dwie technologie. Pierwsza to WiFi, druga to odnajdywanie przedmiotów za pomocą dźwięku.
Dlaczego do znajdowania przedmiotów chcecie używać dźwięku, to raczej stara metoda (piloty od starych telewizorów przełączały programy za pomocą fal dźwiękowych)?
Dźwięk jest lepszy od bluetootha i wifi, ponieważ przechodzi przez ściany w budynkach. Co prawda fala dźwiękowa jest o wiele wolniejsza, ale dzięki temu jesteśmy w stanie zmierzyć, z jakiego dokładnie miejsca jest nadawany sygnał.
Co z hałasem otoczenia, i innymi dźwiękami niesłyszalnymi dla ludzkiego ucha? Nie utrudniają wyłapywania tego właściwego dźwięku?
Hałas otoczenia nie przeszkadza, gdyż przepływa na innych częstotliwościach. Jesteśmy wstanie wychwycić te różnice przez aplikację w telefonie. Częstotliwość sygnału może jednak być słyszalna choćby przez psy. Na szczęście moc urządzenia nie jest na tyle duża a czas wyrzucenia fali dźwiękowej jest za krótki, aby zaszkodzić naszym pupilom.
Każdy przedmiot będzie wydawał inny dźwięk? Skąd będę wiedział, że jeden z dwóch leżących obok siebie portfeli jest mój, skoro obydwa wydają ten sam dźwięk?
Tutaj wchodzą nasze algorytmy, które są wstanie odróżnić urządzenia należące do różnych użytkowników. Dzięki zaawansowanemu elementowi bezpieczeństwa, nie będzie łatwo zlokalizować ani odczytać zdalnie do kogo należy szukany przedmiot oraz w którym miejscu się znajduje.
Jak mocno Lost&Found wyczerpuje baterię?
Bateria wykorzystywana do przeszukiwania przy pomocy dźwięku, jest wywoływana sporadycznie, natomiast po stronie telefonu, wiemy że głośnik jest nastawiony na podsłuch i tutaj nie ma tego problemu, jaki występuje w przypadku włączonego Bluetooth.
W przyszłości biorąc pod uwagę zastosowanie Google Alexa czy Siri w telefonach, kwestia zastosowania będzie jeszcze łatwiejsza niż obecnie.
Czy podczas szukania zgubionego przedmiotu muszę mieć włączony: i GPS, i WiFi, i Bluetooth?
To wszystko zależy od tego, kto szuka przedmiotu. Jeżeli to użytkownik aplikacji, która posiada nasze SDK, to w momencie gdy taki telefon natrafi na status “zgubione”, po prostu wyśle lokalizację do naszych serwerów a właściciel przedmiotu otrzyma powiadomienie – będzie to wiadomość z wbudowaną mapą. Z drugiej strony jeżeli aplikacja pokaże, że jest połączenie nawiązane, wtedy chcielibyśmy aby użytkownik przeszedł na tryb Augmented Reality (podobnie jak w grze Pokemon) i przez wziernik ekranu zobaczył strzałki pokazujące, gdzie jego zguba została zlokalizowana.
W jaki sposób konkurencja próbuje rozwiązać problem zgubionych rzeczy?
Konkurenci skupiają się na emisji głośnych dźwięków, słyszalnych dla ludzkiego ucha. Promują, że ich sygnał ma nawet 90 dB, ale przecież w miejscu, gdzie jest głośno – i tak nie będzie go słychać. My odwracamy sytuację: po co włączać głośno dźwięk, skoro mikrofon telefonu może po cichu wyłapać inne fale?
A jak wygląda komercyjne zastosowanie takiego lokalizatora przedmiotów?
Załóżmy, że jesteśmy w sklepie IKEA. W każdym zakątku hali ustawiamy głośniczki nadające sygnały. Jeśli w telefonie wybiorę, że szukam przedmiotu X, to głośniczek uruchomi dźwięk, a mikrofon ze smartfona odbierze sygnał i wskaże, w którym miejscu na hali znajdę przedmiot X.
Na rynku działają podobne rozwiązania, a jest nim np. krakowska spółka Estimote, która robi podobne do nas rzeczy. Małe beacony od tej firmy, np. właściciel lotniska może na szybko rozstawić w dowolnym miejscu, bez podłączania kabli itd. W przypadku beaconów miejsca czy przedmioty znajdujemy łącząc się za pomocą WiFi i Bluetootha. My poszliśmy w kierunku dźwięku po to, by można było zlokalizować daną rzecz bez konieczności instalowania dosyć drogiej infrastruktury.
Możesz to zobrazować?
Na przykład na lotnisku potrzebujemy 200 beaconów od polskiego producenta beaconów, po to, by objąć cały obszar lotniska, z którego mogą korzystać pasażerowie. Nasza technologia Lost&Found wymaga około 50 beaconów, co zmniejsza koszty instalacji infrastruktury, a to tylko dlatego, że dźwięk przechodzi przez ściany, więc potrzebuje mniejszej liczby nadajników do przesyłania danych.
Co chcecie osiągnąć z technologią Lost&Found?
Chcemy być liderami w zakresie mikro i marko lokalizacji. I mamy do tego predyspozycje, ponieważ jako jedyni, wykorzystujemy trzy kanały do wyszukiwania dowolnego przedmiotu: WiFi, Bluetooth i dźwięk. Dzięki wykorzystaniu wspomnianych kanałów, możemy zaoferować najdokładniejszą lokalizację. Dążymy do tego, by znajdować przedmioty szybciej niż konkurencja.
Przetestowaliście już ten produkt?
Tak, zrobiliśmy zarówno Lost&Found w Krakowie i użytkownicy, którzy mieli włączony bluetooth w ciągu miesiąca widzieli zgubiony przedmiot 36 razy. Kiedy dodaliśmy te pozostałe kanały (WiFi i dźwięk), to powinniśmy w ciągu maksymalnie 20 minut znaleźć zgubioną rzecz w naszej okolicy. W przypadku mikrolokalizacji, to również przetestowaliśmy znajdowanie przedmiotu przy pomocy aplikacji na telefonie, który pokazywał odległość i kierunek gdzie to nastąpiło.
Jak wpadliście na pomysł z wykorzystaniem dźwięku do rozwiązania problemów zagubionych rzeczy (Hybridable)?
Współpracujemy z firmą, której właścicielem jest dr Rafał Samborski, były pracownik dydaktyczny Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Tę technologię wysyłania dźwięku opracował jakiś czas temu i trudno mu było ją skomercjalizować, bo nie miał w tym doświadczenia. Udało mu się jednak przygotować MVP i jego spółka, w ramach programu STARTER w Kielcach, pozyskała 800 tys. złotych na rozwój produktu i szykuje się do przystąpienia do programu Alfa BRidge.
Na jakim etapie jest dzisiaj technologia Lost&Found?
Obecnie działa na bazie Bluetootha, czyli pozwala zlokalizować zgubę. Jeżeli ktoś ukradł mój portfel, to włączam aplikację i zaznaczam opcję zgubienia portfela. Wtedy inny użytkownik tej aplikacji może włączyć Bluetooth i sprawdzić, czy ten portfel nie znajduje się w jego okolicy. Gdy go znajdzie, właściciel dostanie powiadomienie i na mapie pokażemy mu, gdzie teraz znajduje się jego własność.
Kiedy wdrożycie technologię związaną z dźwiękiem?
Mamy już działające MVP, teraz pracujemy nad pokazaniem demo. Chcemy znaleźć firmę, na przykładzie której będziemy mogli pokazać działanie naszej technologii.
Klientami Lost&Found będą Ci sami klienci, którzy kupują beacony, tak? Czyli duże sieci sklepów.
Żeby to zadziało, musimy działać z producentami beaconów: Estimote, Kontakt.io i z innymi firmami. Chodzi o to, że jeśli np. IKEA kupuje od tych producentów beacony, to może urozmaicić tę usługę naszą technologią. To może być np. hala produkcyjna, w której magazynier próbuje znaleźć konkretny produkt. Dla mnie najlepszym casusem byłoby wykorzystanie Lost&Found na lotnisku.
W czym na lotnisku mogłaby pomóc ta technologia?
Załóżmy, że mój lot jest z przesiadkami. Wysiadłem na jednym lotnisku i muszę się dostać do kolejnego samolotu. Włączam aplikację, skanuję kod QR drugiego lotu, a program w smartfonie wskazuje dokładnie miejsce, do którego muszę się udać oraz informację, ile czasu zostało do odlotu. A to wszystko dzięki falom dźwiękowym wysyłanym z prawidłowego punktu, do którego muszę dotrzeć.
Ile kosztuje stworzenie takiej technologii? 100 tys., 500 tys. czy 1 mln złotych?
Samo opracowanie całego konceptu to koszt ok. 300-400 tys. złotych. Największymi i najdroższymi wyzwaniami są trzy rzeczy:
- zbudowanie security, żeby można było w tłumie urządzeń rozróżnić, który należy do kogo.
- zbudowanie API
- zbudowanie SDK
Cały pomysł ma ręce i nogi, kiedy można go implementować na innych urządzeniach, w taki sposób, żeby firma software’owa mogła z tego korzystać. Pracownik software house idzie wtedy do producentów beaconów, kupuje od nich urządzenia i jego funkcje dostosowuje do własnych celów. Producent powie, że może kupić dodatkową funkcję z API i SDK w beaconach, która będzie kosztować np. 1 dolara więcej za jedno urządzenie, a klient będzie mógł zdecydować, czy mu się to przyda.
Jakie kompetencje musi mieć zespół, który tworzy nowatorską technologię?
Kiedyś uważałem, że potrzebne są dwie osoby/dwie kompetencje: hardware’owa i sprzedażowa. Po latach widzę, że dochodzi jeszcze taki element, jak controlling finansowy. Potrzebna jest osoba, która po prostu pilnuje finansowej strony przedsięwzięcia. W takim zespole nie może też zabraknąć osoby operacyjnej, która potrafi zarządzać zespołem.
W ostatnim czasie bardzo popularne staje się także podejście UXowe. Nie skupia się ono tylko na ux’owym projektowaniu produktu, ale także na ux’owym podejściu do klienta. Zasada jest taka, że w tych dwóch przypadkach user experience musi być na jak najwyższym poziomie.
A jeśli mielibyście się skupić na znalezieniu najlepszego programisty do Twojego projektu, to jakie musiałby mieć doświadczenie?
W moim przekonaniu, jeśli programiście zostawisz wolną rękę, to wykona projekt „pod siebie”, a nie „pod użytkownika”. Dlatego nie może działać sam, tylko właśnie z ux’owcem. Jeśli chodzi o znalezienie osoby, która zaprogramuje nasze rozwiązanie, to wybrałbym CTO, czyli osobę, która była programistą, potrafi kodować, ale też umie zarządzać ludźmi. Chodzi o to, że programista bez kompetencji CTO może powiedzieć, że nie da się stworzyć danego rozwiązania. A CTO znajdzie sposób, by je wykonać, nawet outsourcując je na zewnątrz.
To nie jest raczej świat dla juniorów, początkujących?
Jeśli pomysł powstał na hackathonie i tworzą go tylko programiści, to będzie trudno im stworzyć działający produkt. Wiem to z doświadczenia. Kiedy pracowaliśmy nad AllPlayerem, to zdobył on duże zainteresowanie, bo działał lepiej, a to wyłączna zasługa tego, że dopasowaliśmy kompetencje do produktu. Brakowało kompetencji sprzedażowych i controlingowych. Sam programista nie jest w stanie zbudować i sprzedać produkt, potrzebne są te cztery cechy, o których wspominałem.
Marek Cieśla. Jest przedsiębiorcą z ponad 15-letnim doświadczeniem. Skończył studia MBA Oxford Brooks, Westminster College of Computer, Kilburn College. W wolnej chwili stara się aktywnie uczestniczyć w zajęciach CrossFit i Kettlebell.